W tym miesiącu pobiłam swój rekord. Nie wiem jak tego dokonałam, ale przeczytałam trzynaście książek. Chyba jesień mi sprzyja, bo normalnie czytam ich o połowę mniej ;) Gatunkowo bardzo różnorodnie, tak jak i wśród moich ocen. Według mnie najlepszy okazał się Harry Potter i przeklęte dziecko (i błagam Was, nie piszcie już, że to nie to samo, że poprzednie części były lepsze itd., chcących poznać moją opinię odsyłam do mojej recenzji), "Ch...owa Pani Domu" - tę książkę dostałam od przyjaciół na urodziny, czułam się jakbym dosłownie czytała o sobie. Zabawna książka, z mega dystansem. Podobała mi się również "Rzeka zimna", bardzo lubię thrillery, wiejską scenerię, zimowe klimaty i tajemnicze duchy w tle. Pozycję tę można było wygrać w moim konkursie :)
Z rozczarowań, to po pierwsze, ledwo przebrnęłam przez "Kuchnię miłości". Wszystko dookoła było takie cudowne i wspaniałe, a życie toczyło się niczym brazylijska telenowela. Nie było osoby, która by nie lubiła głównej bohaterki, która była nieporadna i chaotyczna. Do szału doprowadzało mnie zdrabnianie jej imienia z Mia do Miuś, tak jakby kreacja tej postaci była za mało słodka. "Kim jest ta dziewczyna" - niby książka ok, ale ciągnęła się jak flaki w oleju, gdyby pominąć z dwieście stron, to podobałaby mi się bardziej (nie to, że mam coś do grubych książek, ale nie każda powinna być obszernym tomiszczem). "Rozstańmy się na rok" - chyba zbyt wiele wymagałam od tej pozycji. Skusiła mnie wysoka ocena na portalach literackich i dość pozytywne komentarze. Zamysł był fajny, ale według mnie popełniono największą zbrodnię: nudęęęęęęę. Tego nie mogę wybaczyć. "Rachunek" - słabiutkie zakończenie, oj słabiutkie...