Tytuł: Bądź moim światłem
Autor: Agada Przybyłek
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Gatunek: literatura obyczajowa
Liczba stron: 368
Premiera: 30.10.2019 r.
Magda pewnego zimowego wieczoru wraca do domu z zakupów. Nagle duża część Gdańska pogrąża się w mroku, a tramwaj, którym jedzie, zatrzymuje się w miejscu. Nie wiadomo jak długo potrwa awaria, więc kobieta postanawia wrócić do domu pieszo. Po drodze spotyka Michała, który pomaga jej nieść ciężkie torby. Rozmawia im się ze sobą tak dobrze, jakby znali się od lat. Po rozstaniu nie mogą przestać o sobie myśleć.
Muszę zacząć od tego, że strasznie irytowała mnie główna bohaterka. Nie wiem, jak można zachowywać się w ten sposób. Ma w domu męża, z którym co prawda od dłuższego czasu nie układa jej się najlepiej, ale nie zmienia to faktu, że jest mężatką, a ona, choć toczy wewnętrzne walki, spotyka się z obcym mężczyzną, którego okłamuje. Nie mówi mu o swoim stanie cywilnym, a on, nie widząc obrączki, z góry zakłada, że jest wolna. On nie ma nic do ukrycia, jest wolnym człowiekiem, więc może z czystym sumieniem zaangażować się w związek, ona swym zachowaniem nie zasługuje na niego. Żadnej dobrej relacji nie da się zbudować na kłamstwie.
Byłam bardzo ciekawa, jak rozwinie się cała sytuacja, a przede wszystkim, jakie będzie jej zakończenie. Niestety okazało się ono dla mnie płytkie, bezsensowne i naciągane. Szkoda, że nie mogę się podzielić z Wami przemyśleniami na jego temat, by nie zdradzić szczegółów.
Ogólnie rzecz biorąc, ta pozycja jest mało zimowa, a wręcz wcale, nie ma świąt, śniegu, jest listopad i brak prądu, jedyne wzmianki o Bożym Narodzeniu, to przystrojone galerie handlowe. Na razie z wypuszczonych przez Czwartą Stronę książek świątecznych, ta wypadła w moich oczach najgorzej. Momentami dłuży się niemiłosiernie, a krążenie wokół tych samych rozmyślań głównych bohaterów, wprowadza w fabułę monotonię. Cieszę się tylko, że na tę powieść nie zostało wylane wiadro lukru, ponieważ to całkowicie przekreśliłoby moje jakiekolwiek pozytywne uczucia do niej.
Pomysł na fabułę był fajny, ale z jego realizacją poszło już dużo gorzej. W całym rozrachunku najgorsza jest infantylność głównych bohaterów, wciskanie niepotrzebnych przymiotników (jakie znaczenie ma to, że kobieta powiesiła w kawiarni swą torebkę na białym krześle? Jakby było czarne, to wpłynęłoby to jakoś na treść?) oraz ciągłe wałkowanie tego samego tematu przez całą długość książki. Nie ma w niej żadnych ekscytujących momentów, niespodziewanych zwrotów akcji. Charakteryzuje ją jednostajne, wolne tempo od początku do samego końca. Raczej wstrzymam się z sięgnięciem po inne pozycje napisane przez autorkę.
Muszę zacząć od tego, że strasznie irytowała mnie główna bohaterka. Nie wiem, jak można zachowywać się w ten sposób. Ma w domu męża, z którym co prawda od dłuższego czasu nie układa jej się najlepiej, ale nie zmienia to faktu, że jest mężatką, a ona, choć toczy wewnętrzne walki, spotyka się z obcym mężczyzną, którego okłamuje. Nie mówi mu o swoim stanie cywilnym, a on, nie widząc obrączki, z góry zakłada, że jest wolna. On nie ma nic do ukrycia, jest wolnym człowiekiem, więc może z czystym sumieniem zaangażować się w związek, ona swym zachowaniem nie zasługuje na niego. Żadnej dobrej relacji nie da się zbudować na kłamstwie.
Byłam bardzo ciekawa, jak rozwinie się cała sytuacja, a przede wszystkim, jakie będzie jej zakończenie. Niestety okazało się ono dla mnie płytkie, bezsensowne i naciągane. Szkoda, że nie mogę się podzielić z Wami przemyśleniami na jego temat, by nie zdradzić szczegółów.
Ogólnie rzecz biorąc, ta pozycja jest mało zimowa, a wręcz wcale, nie ma świąt, śniegu, jest listopad i brak prądu, jedyne wzmianki o Bożym Narodzeniu, to przystrojone galerie handlowe. Na razie z wypuszczonych przez Czwartą Stronę książek świątecznych, ta wypadła w moich oczach najgorzej. Momentami dłuży się niemiłosiernie, a krążenie wokół tych samych rozmyślań głównych bohaterów, wprowadza w fabułę monotonię. Cieszę się tylko, że na tę powieść nie zostało wylane wiadro lukru, ponieważ to całkowicie przekreśliłoby moje jakiekolwiek pozytywne uczucia do niej.
Pomysł na fabułę był fajny, ale z jego realizacją poszło już dużo gorzej. W całym rozrachunku najgorsza jest infantylność głównych bohaterów, wciskanie niepotrzebnych przymiotników (jakie znaczenie ma to, że kobieta powiesiła w kawiarni swą torebkę na białym krześle? Jakby było czarne, to wpłynęłoby to jakoś na treść?) oraz ciągłe wałkowanie tego samego tematu przez całą długość książki. Nie ma w niej żadnych ekscytujących momentów, niespodziewanych zwrotów akcji. Charakteryzuje ją jednostajne, wolne tempo od początku do samego końca. Raczej wstrzymam się z sięgnięciem po inne pozycje napisane przez autorkę.
Za możliwość przeczytana książki serdecznie dziękuję:
Chyba nie dla mnie ta książka, pewnie też by mnie zirytowała :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie spełniła do końca oczekiwań, bo okładka jest bardzo zachęcająca :)
OdpowiedzUsuńJakie piękne zdjęci3 <3 Tyle nastroju.. szkoda, że ksiązka wypadła nie tak jak się zapowiadała :(
OdpowiedzUsuńKsiążka nie zachwyca z tego co napisałaś.
OdpowiedzUsuńTen nadmiar przymiotników również mnie odstrasza...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka Cię rozczarowała. Czasami tak bywa.
OdpowiedzUsuńLubię książki tej autorki i tę oczywiście również chcę przeczytać. 😊
OdpowiedzUsuńTrochę za dużo tych książek świątecznych, potem okazuje się, że tak na prawdę wcale tych świąt w nich nie ma, ale te hasła napędzają sprzedaż ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jest to książka infantylna...
OdpowiedzUsuńJa już w tamtym roku czytałam "Siedem cudów" tej autorki, które mocno mnie zawiodły, więc na razie nie mam ochoty na więcej.
OdpowiedzUsuńNie dotrwałabym do końca lektury, irytująca bohaterka nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie porywa. Lubie jak w ksiażce są jakies niespowdziewane akcje a tu klapa :p
OdpowiedzUsuń