Tytuł: Od urodzenia
Autor: Elisa Albert
Wydawnictwo: Kobiece
Gatunek: literatura współczesna
Liczba stron: 272
Premiera: 15.03.2016
Autorka "The Book of Diahlia" i zbioru opowiadań; pisze dla "NPR", "Tin House", "Commentary", "Salon" i "Rumpus". Wychowała się w Los Angeles, obecnie żyje z rodziną na północy Nowego Jorku.
Ari – bohaterka „Od urodzenia” jest zagorzałą feministką, doktorantką która nie może skończyć swego doktoratu, mamą rocznego dziecka i żoną kilkanaście lat starszego od siebie mężczyzny. Kobieta nie może odnaleźć się w nowym etapie jej życia, jakim jest macierzyństwo. Nie radząc sobie z opieką nad synem i zmianami jakie zaszły w jej ciele, czuje się osamotniona i rozczarowana nowym życiem. Pewnego dnia na jej drodze staje była piosenkarka rockowa – Mina. Kobiety zaprzyjaźniają się i „łączą siły”.
Główną bohaterkę jednocześnie pokochałam i znienawidziłam. Jej spojrzenie na świat macierzyństwa i porodu zdecydowanie różni się od standardowego, powiedziałabym, że jest nawet nieco kontrowersyjne. Niekiedy śmiałam się z jej sposobu myślenia, a czasami byłam wręcz w szoku. Sama nie jestem mamą, ale za jakiś czas planuję nią zostać. Po przeczytaniu książki zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę tego chcę. Czarny humor jaki został wpleciony w tę powieść tyczy się wszystkiego, co związane z narodzinami dziecka: karmienia piersią, samotnego wychowywania, depresji poporodowej, naturalnego porodu itd. Nie każdemu spodobają się poglądy bohaterki, które niekiedy są wręcz wulgarne.
Książka ma dosyć skrajne opinie. Jedni ją lubią, inni są wręcz nią oburzeni. Ja osobiście plasuję się gdzieś pośrodku. Przeczytałam ją raczej z przymrużeniem oka. O ile sam zarys postaci i jej charakter mi nie przeszkadzał, o tyle styl autorki pozostawia wiele do życzenia. Pozycja została sformułowana w sposób chaotyczny. Elisa Albert nieustannie przeskakuje z tematu na temat. W powieści występuje wiele nazwisk, przez co ciężko było mi się zorientować w sytuacji i odnaleźć w fabule.
Cała książka skupia się bardziej na tym , co się zmieniło, od kiedy Ari została matką, niźli na samym macierzyństwie. Bohaterka analizuje swoje kontakty z koleżankami, czasy szkoły średniej oraz wraca do wspomnień sprzed porodu. Jednocześnie wplata w narrację swe myśli i obserwacje na temat macierzyństwa innych osób. Opisując sytuacje związane ze swoim synem, nie używa jego imienia, lecz nazywa go po prostu „dzieckiem”.
Podsumowując przyznam, że powieść mnie trochę zniesmaczyła, nieco znużyła i zdziwiła. Znalazło się w niej stanowczo zbyt dużo wulgaryzmów, które w małych ilościach mi nie przeszkadzają, a w dużych wręcz przeciwnie. Nie będę nikogo zniechęcać do tej pozycji, choć sama drugi raz bym po nią nie sięgnęła. Książka ma potencjał, tylko został on nie do końca wykorzystany. Zaznaczam, że jeśli już zdecydujecie się po nią sięgnąć, to musicie spojrzeć na nią z dystansem. Na pewno inaczej odbiorą ją kobiety posiadające dziecko, a inaczej te które jeszcze nie zaznały macierzyństwa.
Ari – bohaterka „Od urodzenia” jest zagorzałą feministką, doktorantką która nie może skończyć swego doktoratu, mamą rocznego dziecka i żoną kilkanaście lat starszego od siebie mężczyzny. Kobieta nie może odnaleźć się w nowym etapie jej życia, jakim jest macierzyństwo. Nie radząc sobie z opieką nad synem i zmianami jakie zaszły w jej ciele, czuje się osamotniona i rozczarowana nowym życiem. Pewnego dnia na jej drodze staje była piosenkarka rockowa – Mina. Kobiety zaprzyjaźniają się i „łączą siły”.
Główną bohaterkę jednocześnie pokochałam i znienawidziłam. Jej spojrzenie na świat macierzyństwa i porodu zdecydowanie różni się od standardowego, powiedziałabym, że jest nawet nieco kontrowersyjne. Niekiedy śmiałam się z jej sposobu myślenia, a czasami byłam wręcz w szoku. Sama nie jestem mamą, ale za jakiś czas planuję nią zostać. Po przeczytaniu książki zaczęłam się zastanawiać czy naprawdę tego chcę. Czarny humor jaki został wpleciony w tę powieść tyczy się wszystkiego, co związane z narodzinami dziecka: karmienia piersią, samotnego wychowywania, depresji poporodowej, naturalnego porodu itd. Nie każdemu spodobają się poglądy bohaterki, które niekiedy są wręcz wulgarne.
Książka ma dosyć skrajne opinie. Jedni ją lubią, inni są wręcz nią oburzeni. Ja osobiście plasuję się gdzieś pośrodku. Przeczytałam ją raczej z przymrużeniem oka. O ile sam zarys postaci i jej charakter mi nie przeszkadzał, o tyle styl autorki pozostawia wiele do życzenia. Pozycja została sformułowana w sposób chaotyczny. Elisa Albert nieustannie przeskakuje z tematu na temat. W powieści występuje wiele nazwisk, przez co ciężko było mi się zorientować w sytuacji i odnaleźć w fabule.
Cała książka skupia się bardziej na tym , co się zmieniło, od kiedy Ari została matką, niźli na samym macierzyństwie. Bohaterka analizuje swoje kontakty z koleżankami, czasy szkoły średniej oraz wraca do wspomnień sprzed porodu. Jednocześnie wplata w narrację swe myśli i obserwacje na temat macierzyństwa innych osób. Opisując sytuacje związane ze swoim synem, nie używa jego imienia, lecz nazywa go po prostu „dzieckiem”.
Podsumowując przyznam, że powieść mnie trochę zniesmaczyła, nieco znużyła i zdziwiła. Znalazło się w niej stanowczo zbyt dużo wulgaryzmów, które w małych ilościach mi nie przeszkadzają, a w dużych wręcz przeciwnie. Nie będę nikogo zniechęcać do tej pozycji, choć sama drugi raz bym po nią nie sięgnęła. Książka ma potencjał, tylko został on nie do końca wykorzystany. Zaznaczam, że jeśli już zdecydujecie się po nią sięgnąć, to musicie spojrzeć na nią z dystansem. Na pewno inaczej odbiorą ją kobiety posiadające dziecko, a inaczej te które jeszcze nie zaznały macierzyństwa.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu
No czytałam też u innych, że jest dość kontrowersyjna :)
OdpowiedzUsuńUważam, ze potencjał książki nie został wykorzystany. Autorka spaliła swój pomysł poprzez chaos jaki wprowadza, o wulgarnościach już nie wspomnę...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy do mnie trafiłaby taka fabuła. To byloby wyzwanie.
OdpowiedzUsuńNa początku bardzo chciałam przeczytać tę książkę. Jednak im więcej recenzji czytam, tym mam coraz mniejszą ochotę aby po nią sięgnąć. Spotykam się raczej z negatywnymi opiniami, więc chyba odpuszczę. Poza tym zbyt duża ilość wulgaryzmów w tekście też mnie trochę razi po oczach. Szkoda, że potencjał nie został do końca wykorzystany, bo fabuła zapowiadała się dość interesująco.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, ale to nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńmocna mogę rzec. ale nie wiem czy by mi przypasowała
OdpowiedzUsuńEh... jak mi zawsze smutno jak czytam o niewykorzystanym potencjale...
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że potencjał książki nie został w pełni wykorzystany. Jeśli momentami jest ona nużąca, to nie jestem pewna, czy przypadłaby mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńhmm, chyba jeszcze się jednak zastanowię nad tą propozycją :)
OdpowiedzUsuń