Tytuł: Moja mama Gorylica
Autor: Frida Nilsson
Wydawnictwo: Zakamarki
Gatunek: Literatura dziecięca
Liczba stron: 164
Premiera: 05.2014
Co powiedzielibyście na to, gdyby pewnego dnia w Waszym domu zjawiła się wielka gorylica i zabrała Was ze sobą? Absurd prawda? Tak też pomyślała dziewięcioletnia Jonna zamieszkująca dom dziecka Czysty Kąt. Zwierzę przybyło, by adoptować dziecko. Niemal od razu jej wybór padł na umorusaną, chuderlawą bohaterkę. Marzenia o eleganckiej mamie prysły jak bańka mydlana. Czy gorylica ma zamiar pożreć Jonne? A może dogadają się jakoś, i dziewczynka ją pokocha?
Najważniejszą rzeczą, jaka pojawia się w książce jest morał. Głosi on, że nie wszystko jest zawsze takim, jakim się wydaje. Jest ona pouczająca. Najmłodsi czytelnicy mogą zaczerpnąć z tej pozycji cenną wiedzę. Pozory mylą, ktoś kto wygląda inaczej niż my, wcale nie musi być gorszy. Powieść ukazuje również jak brzydkim zachowaniem jest obgadywanie, wytykanie palcami, naśmiewanie się. Nikt nie chce być obiektem drwin, więc wszyscy powinniśmy traktować innych, tak jak sami byśmy chcieli, by nas traktowano. Uważam, ze książki uczą ludzi, już od najmłodszych, dziecięcych lat. Warto sięgać po wartościowe pozycje, takie jak: „Moja mama gorylica”, by pozytywnie kształtować charakter dziecka, a jednocześnie zaszczepić w nim odpowiednie nawyki.
Powieść jest dość krótka, liczy nieco ponad sto sześćdziesiąt stron. Jej język jest prosty i zrozumiały. W środku znalazło się parę obrazków, które zdecydowanie oddziałują na wyobraźnię. Akcja jest dość szybka, dni u boku Gorylicy mkną do przodu bohaterce, niczym burza gradowa. Bohaterowie są nieliczni. Prócz tytułowej postaci i Jonny, czytelnik poznaje wrednego urzędnika, specyficzną, niemiłą wychowawczynię domu dziecka oraz jednego z podopiecznych – Arona.
Bardzo pozytywnym akcentem jest humor wpleciony w fabułę. Absurd jaki w niej występuje jest niezaprzeczalny, ponieważ niemożliwym jest by małpa adoptowała dziecko i zabrała je do opuszczonej fabryki, gdzie nie musiało się myć, ani chodzić do szkoły, jednak taki świat przedstawiony jest niewątpliwym atutem, pobudza wyobraźnie oraz przenosi w dziecięcy świat marzeń.
„Moja mama Gorylica” to piękna, dobrze napisana opowieść o tym, że nie wszystko złoto co się świeci. Tak jak książek nie ocenia się po okładkach, tak innych nie powinno oceniać się po wyglądzie. Ciepło bije z każdej strony. Uważam, że jest to dobra pozycja dla dzieci i rodziców.
Najważniejszą rzeczą, jaka pojawia się w książce jest morał. Głosi on, że nie wszystko jest zawsze takim, jakim się wydaje. Jest ona pouczająca. Najmłodsi czytelnicy mogą zaczerpnąć z tej pozycji cenną wiedzę. Pozory mylą, ktoś kto wygląda inaczej niż my, wcale nie musi być gorszy. Powieść ukazuje również jak brzydkim zachowaniem jest obgadywanie, wytykanie palcami, naśmiewanie się. Nikt nie chce być obiektem drwin, więc wszyscy powinniśmy traktować innych, tak jak sami byśmy chcieli, by nas traktowano. Uważam, ze książki uczą ludzi, już od najmłodszych, dziecięcych lat. Warto sięgać po wartościowe pozycje, takie jak: „Moja mama gorylica”, by pozytywnie kształtować charakter dziecka, a jednocześnie zaszczepić w nim odpowiednie nawyki.
Powieść jest dość krótka, liczy nieco ponad sto sześćdziesiąt stron. Jej język jest prosty i zrozumiały. W środku znalazło się parę obrazków, które zdecydowanie oddziałują na wyobraźnię. Akcja jest dość szybka, dni u boku Gorylicy mkną do przodu bohaterce, niczym burza gradowa. Bohaterowie są nieliczni. Prócz tytułowej postaci i Jonny, czytelnik poznaje wrednego urzędnika, specyficzną, niemiłą wychowawczynię domu dziecka oraz jednego z podopiecznych – Arona.
Bardzo pozytywnym akcentem jest humor wpleciony w fabułę. Absurd jaki w niej występuje jest niezaprzeczalny, ponieważ niemożliwym jest by małpa adoptowała dziecko i zabrała je do opuszczonej fabryki, gdzie nie musiało się myć, ani chodzić do szkoły, jednak taki świat przedstawiony jest niewątpliwym atutem, pobudza wyobraźnie oraz przenosi w dziecięcy świat marzeń.
„Moja mama Gorylica” to piękna, dobrze napisana opowieść o tym, że nie wszystko złoto co się świeci. Tak jak książek nie ocenia się po okładkach, tak innych nie powinno oceniać się po wyglądzie. Ciepło bije z każdej strony. Uważam, że jest to dobra pozycja dla dzieci i rodziców.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zakamarki
Zauważyłaś, że teraz bardzo mało książek ma morał? :) Kiedyś to była norma, że z książki coś wynikało :) a teraz? Teraz zauważamy, że morał jest :)
OdpowiedzUsuńKsiążka z przesłaniem - to dla mnie najważniejsze!
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaję się ciekawa, a co najważniejsze ma jakieś przesłanie !Na pewno rozejrzę się za nią dla mojej pociechy:)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że powieść jest z morałem :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, więcej takich! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
jak jest humor to książkę się o wiele przyjemniej czyta:)
OdpowiedzUsuńLubię takie powieści, które pozwalają nam na pobudzenie wyobraźni, puszczenie wodzy fantazji. Niebanalna historia z morałem. Już sama okładka zapowiada, że to będzie fajnie spędzony czas :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKolejna książka, która chętnie przeczytałam córce;)
OdpowiedzUsuńLubię krotko i rzeczowo .. nie lubię zbytnio się zagłębiać i myśleć ksiazka dla mnie musi być relaksem :)
OdpowiedzUsuńObserwuję
To coś dla mojej Julii, chętnie przeczytamy :)
OdpowiedzUsuńKsiążka z przesłaniem :)
OdpowiedzUsuńDla dzieci na pewno w sam raz ;)
OdpowiedzUsuńMoże nawet znajdzie się na Latoroślowej półce :)
OdpowiedzUsuń