Tytuł: Jak upolować pisarza?
Autor: Sally Franson
Wydawnictwo: Znak
Gatunek: obyczajowa
Liczba stron: 384
Premiera: 18.07.2018 r.
Sięgając po „Jak upolować pisarza?” liczyłam na lekką, zabawną historię, która pozwoli mi się zrelaksować i oderwać od dnia codziennego. Niestety to, co mogę o niej napisać, to to, że wynudziła mnie sakramencko. Bardzo starałam się dać jej szansę, ale moje myśli wciąż uciekały od lektury i nie chciały wrócić.
Casey Pendergast jest dyrektorką kreatywną w agencji reklamowej. Praca ta daje jej satysfakcję, więc kiedy jej szefowa wpada na pomysł, by zatrudnić pisarzy do kampanii reklamowych, bez mrugnięcia okiem bierze to zlecenie. Bohaterka nie wierzy w miłość, ale choć bardzo się broni, ciężko jej nie ulec urokowi Bena – jednego z potencjalnych „zdobyczy” do projektu.
Na okładce przeczytałam, jakoby powieść miała być „Diabłem ubierającym się u Prady” na dzisiejsze czasy, ale książka Sally Franson nie ma zupełnie nic wspólnego z tą napisaną przez Lauren Weisberger. Odwracając powieść, możemy natomiast przeczytać, że to opowieść zdradzająca kulisy świata, do którego każdy z nas chce zajrzeć. Sama nie wiem, czy tego bym chciała, zważywszy na to, z jaką trudnością było mi przebrnąć przez tę pozycję.
Moim największym zarzutem co do tej książki są przydługie, nudne opisy, kompletny brak humoru, który podobno miał się w niej znaleźć oraz główna bohaterka, która została wykreowana w irytujący czytelnika sposób. Czytając, miałam ochotę stanąć naprzeciw niej i zatkać jej usta albo udusić ją. Na okładce napisano, że nie polubię jej od razu, ja nie polubiłam jej wcale. Jak dla mnie jest ona szczurem w wyścigu o kasę, praca jest dla niej ważniejsza od przyjaźni i miłości. Wciąż narzeka na mężczyzn, a nie widzi w sobie winy. W zasadzie nie dziwię się, że nie ma ona poukładanych spraw sercowych, nie wiem, kto o zdrowych zmysłach wytrzymałby z taką rozkapryszoną panienką, zamkniętą w ciele prawie trzydziestoletniej kobiety.
Tak naprawdę w całej powieści znalazła się tylko jedna postać, którą polubiłam i była to przyjaciółka Casey – Susan. Jest ona kompletnym przeciwieństwem głównej bohaterki, która i jej zrobiła świństwo, wykradając opowiadania bez zgody. Susan ma dobre serce, choć jest powściągliwa, zawsze gotowa jest, by pocieszyć lub chociażby powiedzieć dobre słowo. Taka przyjaźń jest na wagę złota, pytanie tylko, czy Casey umie ją docenić.
Książka zdecydowanie nie jest przeznaczona dla każdego. To raczej powieść dla osób lubiących tematykę showbiznesu, gwiazd i blichtru okraszającego każdą stronę. Można wyciągnąć z niej parę wniosków, chociażby to jaką siłą napędową w dzisiejszych czasach są media oraz portale społecznościowe. Po skończeniu lektury zadałam sobie również pytanie, czy pieniądze dają szczęście. Cóż, ja do tej pozycji z całą pewnością już nie wrócę, ale Was zachęcam do wyrobienia sobie o niej swojego zdania.
Casey Pendergast jest dyrektorką kreatywną w agencji reklamowej. Praca ta daje jej satysfakcję, więc kiedy jej szefowa wpada na pomysł, by zatrudnić pisarzy do kampanii reklamowych, bez mrugnięcia okiem bierze to zlecenie. Bohaterka nie wierzy w miłość, ale choć bardzo się broni, ciężko jej nie ulec urokowi Bena – jednego z potencjalnych „zdobyczy” do projektu.
Na okładce przeczytałam, jakoby powieść miała być „Diabłem ubierającym się u Prady” na dzisiejsze czasy, ale książka Sally Franson nie ma zupełnie nic wspólnego z tą napisaną przez Lauren Weisberger. Odwracając powieść, możemy natomiast przeczytać, że to opowieść zdradzająca kulisy świata, do którego każdy z nas chce zajrzeć. Sama nie wiem, czy tego bym chciała, zważywszy na to, z jaką trudnością było mi przebrnąć przez tę pozycję.
Moim największym zarzutem co do tej książki są przydługie, nudne opisy, kompletny brak humoru, który podobno miał się w niej znaleźć oraz główna bohaterka, która została wykreowana w irytujący czytelnika sposób. Czytając, miałam ochotę stanąć naprzeciw niej i zatkać jej usta albo udusić ją. Na okładce napisano, że nie polubię jej od razu, ja nie polubiłam jej wcale. Jak dla mnie jest ona szczurem w wyścigu o kasę, praca jest dla niej ważniejsza od przyjaźni i miłości. Wciąż narzeka na mężczyzn, a nie widzi w sobie winy. W zasadzie nie dziwię się, że nie ma ona poukładanych spraw sercowych, nie wiem, kto o zdrowych zmysłach wytrzymałby z taką rozkapryszoną panienką, zamkniętą w ciele prawie trzydziestoletniej kobiety.
Tak naprawdę w całej powieści znalazła się tylko jedna postać, którą polubiłam i była to przyjaciółka Casey – Susan. Jest ona kompletnym przeciwieństwem głównej bohaterki, która i jej zrobiła świństwo, wykradając opowiadania bez zgody. Susan ma dobre serce, choć jest powściągliwa, zawsze gotowa jest, by pocieszyć lub chociażby powiedzieć dobre słowo. Taka przyjaźń jest na wagę złota, pytanie tylko, czy Casey umie ją docenić.
Książka zdecydowanie nie jest przeznaczona dla każdego. To raczej powieść dla osób lubiących tematykę showbiznesu, gwiazd i blichtru okraszającego każdą stronę. Można wyciągnąć z niej parę wniosków, chociażby to jaką siłą napędową w dzisiejszych czasach są media oraz portale społecznościowe. Po skończeniu lektury zadałam sobie również pytanie, czy pieniądze dają szczęście. Cóż, ja do tej pozycji z całą pewnością już nie wrócę, ale Was zachęcam do wyrobienia sobie o niej swojego zdania.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak
Raczej sobie odpuszczę ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że bardzo zaskoczyła mnie Twoja opinia, byłam przekonana, iż szykuje się gorąca, zabawna i przebojowa lektura. Szkoda.
OdpowiedzUsuńTym razem podziękuję. 😊
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie żałuję, że się nie podjęłam recenzowania tej książki;p
OdpowiedzUsuńNuda, przydługie opisy i irytująca bohaterka - przepis na odrzucenie od lektury ;)
To raczej nie jest książka dla mnie, ale na pewno znajdą się miłośnicy tematyki :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że są nudne długie opisy, ale kto wie jak natrafię
OdpowiedzUsuńTo raczej książka nie dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy się skuszę na tę książkę, może kiedyś. :)
OdpowiedzUsuńjak bez humory to bym umarła z nudów;p
OdpowiedzUsuńNie skuszę się, bo to nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńTym razem to jednak chyba nie dla mnie....
OdpowiedzUsuńŻe tak sobie zażartuję - nie muszę czytać czegoś takiego, bo już pisarza upolowałam ;D
OdpowiedzUsuńOjojoj, idealna książka na dobranoc! Dwie strony do przeczytania i sen przychodzi jak na zawołanie ;)) A tytuł taki obiecujący...;))
OdpowiedzUsuńCzęściowo brzmi ciekawie, ale wydaje się, że to pozycja nie dla mnie. :P
OdpowiedzUsuńTemat w ogóle nie przypał nam do gustu ale na pewno komuś w tej branży się spodoba :)
OdpowiedzUsuńNie jestem do niej przekonana, ale mogłabym spróbować :)
OdpowiedzUsuńOho, tego się trochę po niej obawiałam... No nic, i tak chyba spróbuję i sprawdzę. ;)
OdpowiedzUsuńChyba podziękuję, chociaż ją rozważałam :]
OdpowiedzUsuń