Tytuł: Dziennik pokładowy. Czyli wielodzietnik codzienny
Autor: Anna Ignatowska
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Gatunek: dziennik
Liczba stron: 464
Premiera: 16.06.2015 r.
8+/10
Książka zabawna jak… rym do bolera! Prześmieszna, urocza opowieść napisana przez życie. Kto ma dziecko, na pewno wie jak potrafi ono wywrócić świat do góry nogami, a co dopiero ma powiedzieć matka szóstki dzieci? Anna Ignatowska – autorka „Dziennika pokładowego. Czyli wielodzietnika codziennego” ukazuje czytelnikowi przezabawną historię, napisaną w formie zapisków z dnia codziennego. Momentami uśmiałam się do łez – bo nie ma nic zabawniejszego od szczerości i przekręconych zwrotów dzieci.
Chwilami rozczulałam się wręcz nad urokiem juniorów, a chwilami współczułam kobiecie ze względu na cały jej galimatias. Spodobały mi się oryginalne teksty, które autorka wtrącała w tekst praktycznie w każdej notatce. Trochę żałowałam, że od kiedy urodziły się najmłodsze dzieci Anny – bliźniaczki Misia i Maja, o pozostałych dzieciakach zaczęło być coraz mniej informacji. Takie jest jednak życie, kupki, kolki, wychodzenie ząbków – to wszystko przysłania człowiekowi świat.
Jakbym miała opisać w trzech słowach tę rodzinę, użyłabym przymiotników: głośna, chorowita, szalona. Antoni – wchodzący w wiek dorastania nastolatek, który zaczyna się buntować, Franek – mały, rezolutny, ciekawy życia rudzielec z sercem na dłoni, inteligentna i uczciwa Zuzanna, zaradna, pierworodna Wiktoria, dwie calineczki Maja i Misia, które za szybko przyszły na świat, zapracowany tata Miłosz i mama Anna, która wszystko ogarnia – to właśnie są bohaterowie Ignatowskich perypetii.
Nie myślcie, że jest to historia usłana różami. Jak w życiu każdego zdarzały się smutki i chwile dramatu. Dziennik pokazał jak wielka może być wiara w Boga i miłość do bliskich. Ja jako jedynaczka szczerze zazdroszczę domu przepełnionego radosnym harmidrem, ale jednocześnie wierzę, że tak po prostu musiało być.
Strasznie nie lubię stereotypów, a wiecie jak z nimi jest. Przyczepiona etykietka, która zostaje z nami do końca życia. Tak również jest w przypadku rodzin wielodzietnych. Niektórym się wydaje, że jak ktoś ma dużo dzieci to zaraz klepie biedę lub nie umie się zabezpieczać. Nie dociera, że niektórzy po prostu chcą mieć dużą rodzinę. Patologia, skrajne ubóstwo, brak wykształcenia – to najczęściej spotykane skojarzenia. Wiadomo, że wiele dzieci to zwiększone wydatki, zwiększone problemy, zwiększone obowiązki, ale również równie tyle radości, dumy i miłości! Osobiście nie przewiduję więcej dzieci niż dwójkę, ale bezgranicznie podziwiam mamy z rodzin wielodzietnych. Dziennik pokładowy łamie wszelkie stereotypy
Po książkę sięgnęłam chętnie, ba… nie mogłam się doczekać kiedy to zrobię, jednak kiedy już zaczęłam czytać szło mi to niezmiernie długo. Nie dlatego, że książka była nudna, ale dlatego, że często zatrzymywałam się by porozmyślać lub przeczytać jeszcze raz zabawną anegdotkę. Cieszę się, że autorce udało się wydać książkę. Niby zwykła osoba, a jednak niezwykła. Strasznie żal było mi się rozstać z rodzinką po przeczytaniu dziennika, ale na szczęście istnieje blog, na który z chęcią zaczęłam zaglądać. Mam nadzieję (i życzę tego również Pani Annie), że powstaną kolejne części. Polecam wszystkim bez względu na wiek, ale szczególnie mamom zarówno tym wielodzietnym jak i tym mniej. Na zakończenie dodam jeszcze, że mama jest najwspanialszą istotą na świecie. Kocha nas bezwarunkowo i jest gotowa wskoczyć za nami w ogień. Szanujmy ją.
„Mamo, a wiesz, że jak się jedzie autobusem to jest taki przystanek Beka beka z krzaka? Mamo ja wiem, że mi nie wierzysz, ale naprawdę, jak się jedzie, to pan mówi ”Przystanek Beka beka z krzaka” …Przepuściłam to przez swoje zwoje… PKP Kasprzaka!”
Chwilami rozczulałam się wręcz nad urokiem juniorów, a chwilami współczułam kobiecie ze względu na cały jej galimatias. Spodobały mi się oryginalne teksty, które autorka wtrącała w tekst praktycznie w każdej notatce. Trochę żałowałam, że od kiedy urodziły się najmłodsze dzieci Anny – bliźniaczki Misia i Maja, o pozostałych dzieciakach zaczęło być coraz mniej informacji. Takie jest jednak życie, kupki, kolki, wychodzenie ząbków – to wszystko przysłania człowiekowi świat.
Jakbym miała opisać w trzech słowach tę rodzinę, użyłabym przymiotników: głośna, chorowita, szalona. Antoni – wchodzący w wiek dorastania nastolatek, który zaczyna się buntować, Franek – mały, rezolutny, ciekawy życia rudzielec z sercem na dłoni, inteligentna i uczciwa Zuzanna, zaradna, pierworodna Wiktoria, dwie calineczki Maja i Misia, które za szybko przyszły na świat, zapracowany tata Miłosz i mama Anna, która wszystko ogarnia – to właśnie są bohaterowie Ignatowskich perypetii.
Nie myślcie, że jest to historia usłana różami. Jak w życiu każdego zdarzały się smutki i chwile dramatu. Dziennik pokazał jak wielka może być wiara w Boga i miłość do bliskich. Ja jako jedynaczka szczerze zazdroszczę domu przepełnionego radosnym harmidrem, ale jednocześnie wierzę, że tak po prostu musiało być.
Strasznie nie lubię stereotypów, a wiecie jak z nimi jest. Przyczepiona etykietka, która zostaje z nami do końca życia. Tak również jest w przypadku rodzin wielodzietnych. Niektórym się wydaje, że jak ktoś ma dużo dzieci to zaraz klepie biedę lub nie umie się zabezpieczać. Nie dociera, że niektórzy po prostu chcą mieć dużą rodzinę. Patologia, skrajne ubóstwo, brak wykształcenia – to najczęściej spotykane skojarzenia. Wiadomo, że wiele dzieci to zwiększone wydatki, zwiększone problemy, zwiększone obowiązki, ale również równie tyle radości, dumy i miłości! Osobiście nie przewiduję więcej dzieci niż dwójkę, ale bezgranicznie podziwiam mamy z rodzin wielodzietnych. Dziennik pokładowy łamie wszelkie stereotypy
Po książkę sięgnęłam chętnie, ba… nie mogłam się doczekać kiedy to zrobię, jednak kiedy już zaczęłam czytać szło mi to niezmiernie długo. Nie dlatego, że książka była nudna, ale dlatego, że często zatrzymywałam się by porozmyślać lub przeczytać jeszcze raz zabawną anegdotkę. Cieszę się, że autorce udało się wydać książkę. Niby zwykła osoba, a jednak niezwykła. Strasznie żal było mi się rozstać z rodzinką po przeczytaniu dziennika, ale na szczęście istnieje blog, na który z chęcią zaczęłam zaglądać. Mam nadzieję (i życzę tego również Pani Annie), że powstaną kolejne części. Polecam wszystkim bez względu na wiek, ale szczególnie mamom zarówno tym wielodzietnym jak i tym mniej. Na zakończenie dodam jeszcze, że mama jest najwspanialszą istotą na świecie. Kocha nas bezwarunkowo i jest gotowa wskoczyć za nami w ogień. Szanujmy ją.
Wyzwania czytelnicze:
Przeczytam tyle ile mam wzrostu (łącznie 140 cm i 7 mm na 161cm)
Polacy nie gęsi
Za książkę serdecznie dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej
Skoro książka łamie stereotypy to koniecznie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam skoro tak zachęcasz;) Myślę, że może mi się spodobać;)
OdpowiedzUsuńsłyszałam o niej że warta przeczytania:D
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie czytałyśmy lekkiej i zabawnej książki :) Pierwszy raz o tej czytamy :)
OdpowiedzUsuńTakie życiowe i bardzo na czasie ;D
OdpowiedzUsuńciekawa i lekka!
OdpowiedzUsuńJakoś nie mam przekonania do tej książki. Po prostu ''nie zaiskrzyło'' między nami i tyle :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce i chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobała. Anna to taka nasza, zwyczajna bohaterka :)
OdpowiedzUsuńto Matka przebojowa Polka;D
Usuńmiałam ją w rękach niedawno, ale nie byłam zdecydowana. Teraz wiem, że jednak po nia wroce :)
OdpowiedzUsuńChociaż nie gustuję w takich pozycjach, to chętnie bym ją przeczytała, czasem trzeba przeczytać coś życiowego ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsze są książki pisane przez życie, a z opisu wnioskuję, ze ta się do nich zalicza :) Dzieci jeszcze nie mam, w najbliższym czasie też się nie zapowiadają, ale fajnie czasem poczytać coś lekkiego z przymrużeniem oka ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio moja szwagierka mówiła o tej książce:)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo sympatycznie :)
OdpowiedzUsuńO, tą książkę to chcę przeczytać już od dawien dawna :) noo dobra, od jakiegoś tygodnia, ale tak bardzo tego chcę, że mi się dłuży :D
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale mogłaby mi się spodobać. :)) Będę jej szukać :))
OdpowiedzUsuńTo prawda jest taki głupi stereotyp, że jak dużo dzieci to bieda -.-
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się naprawdę fajna :)
O tak mama to najlepsza osoba na świecie :) Nie słyszałam wcześniej o tej książce, widzę, że jestem do tyłu. Bardzo chętnie zapoznam się z treścią, skoro polecasz, że warto.
OdpowiedzUsuń