Tytuł: Szczęście przy kominku
Autor: Gabriela Gargaś
Wydawnictwo: Czwarta strona
Gatunek: literatura obyczajowa
Liczba stron: 344
Premiera: 30.10.2019 r.
Przytulny, mały antykwariat pachnący aromatyczną kawą i książkami, a w nim ona, Bunia – starsza kobieta, która działa kojąco na każdego, kto pojawi się w jej skromnych progach. „Szczęście przy kominku”, to trzy historie, które łączy ze sobą ten urokliwy antykwariat. Laura i Krzysiek przechodzą ciężki okres w małżeństwie, po narodzinach córki musieli zrezygnować z podróży, które tak bardzo kochali, zaczęli się od siebie oddalać. Michał samotnie wychowuje nastoletnią córkę, która wkroczyła w nieznośny wiek. Mężczyzna nie wie, jak ma sobie z nią poradzić. Iga boi się wejść z kimś w głębsze relacje, boi się zakochać. Gdy na jej drodze pojawia się Jakub, ciężko jej jest nie ulec jego urokowi.
Dawno nie miałam co do książki tak mieszanych uczuć. Z jednej strony Gabriela Gargaś wciągnęła mnie do świata swoich bohaterów, a ich losy pochłaniałam w zawrotnym tempie, ale z drugiej strony było coś, co niestety mnie wkurzało, raziło po oczach, sprawiało, że miałam ochotę tę pozycję rzucić w kąt. Mam na myśli nadmierne zdrobnienia: „szpileczki na obcasiku”, „mamulka”, „kubulek”, ale prawdziwym hitem jest „Dziadziuś” – słowo to naliczyłam na dziewięciu stronach trzydzieści trzy razy. Dorosła kobieta idzie do lekarza i zachowuje się jak pięcioletnie dziecko, dziadziusiując jak pokręcona.
W pozycji tej znalazłam też parę absurdów. Nastolatka nie chodzi do szkoły, ponieważ musi odpocząć od dokuczających jej rówieśników. Rozumiem, że jest to problem, ale nie tędy droga. Ja też byłam w dzieciństwie prześladowana, ale nie wyobrażam sobie, żeby rodzice pozwolili mi zrobić sobie przerwę w nauce i narobić zaległości. Kolejna sprawa jest taka, że jeśli już jakaś kobieta w książce miała sztuczne paznokcie lub rzęsy, z góry wykreowana została na mało inteligentną istotę. Stereotyp goni stereotyp. Tak samo w klubie mam, wszystkie rodzicielki musiały zdrabniać słowa oraz być nudne jak flaki z olejem. Bohaterka w myślach się z nich naśmiewa, ale przez całą powieść autorka wciska wszędzie zdrobnienia, co zalatuje hipokryzją. Właśnie to mnie najbardziej irytuje w polskich książkach obyczajowych – tona lukru wylewana w nadmiarze na każdym kroku.
Podobało mi się natomiast lekkie pióro autorki, które znam już od ładnych paru lat, klimat antykwariatu, w którym prócz tego, że można napić się kawy, zjeść przepyszne ciasto i poczytać książkę, można również liczyć na rozmowę z właścicielką, która wszystkim służy dobrym słowem. Może i ta powieść jest mało świąteczna, ale chwyta za serce oraz daje do myślenia. Na plus są główni bohaterowie, którzy zostali ciekawie nakreśleni, są sympatyczni oraz mili w odbiorze.
Jeśli szukacie czegoś lekkiego, przy czym możecie na chwilę zrelaksować się i oderwać od rzeczywistości, „Szczęście przy kominku” będzie dla Was idealną pozycją. Może i nie jest to najwybitniejsza literatura, ale zła również nie jest. Jeśli przymknie się oko na niektóre niedorzeczności i liczne zdrobnienia, to można przy niej miło spędzić czas.
Dawno nie miałam co do książki tak mieszanych uczuć. Z jednej strony Gabriela Gargaś wciągnęła mnie do świata swoich bohaterów, a ich losy pochłaniałam w zawrotnym tempie, ale z drugiej strony było coś, co niestety mnie wkurzało, raziło po oczach, sprawiało, że miałam ochotę tę pozycję rzucić w kąt. Mam na myśli nadmierne zdrobnienia: „szpileczki na obcasiku”, „mamulka”, „kubulek”, ale prawdziwym hitem jest „Dziadziuś” – słowo to naliczyłam na dziewięciu stronach trzydzieści trzy razy. Dorosła kobieta idzie do lekarza i zachowuje się jak pięcioletnie dziecko, dziadziusiując jak pokręcona.
W pozycji tej znalazłam też parę absurdów. Nastolatka nie chodzi do szkoły, ponieważ musi odpocząć od dokuczających jej rówieśników. Rozumiem, że jest to problem, ale nie tędy droga. Ja też byłam w dzieciństwie prześladowana, ale nie wyobrażam sobie, żeby rodzice pozwolili mi zrobić sobie przerwę w nauce i narobić zaległości. Kolejna sprawa jest taka, że jeśli już jakaś kobieta w książce miała sztuczne paznokcie lub rzęsy, z góry wykreowana została na mało inteligentną istotę. Stereotyp goni stereotyp. Tak samo w klubie mam, wszystkie rodzicielki musiały zdrabniać słowa oraz być nudne jak flaki z olejem. Bohaterka w myślach się z nich naśmiewa, ale przez całą powieść autorka wciska wszędzie zdrobnienia, co zalatuje hipokryzją. Właśnie to mnie najbardziej irytuje w polskich książkach obyczajowych – tona lukru wylewana w nadmiarze na każdym kroku.
Podobało mi się natomiast lekkie pióro autorki, które znam już od ładnych paru lat, klimat antykwariatu, w którym prócz tego, że można napić się kawy, zjeść przepyszne ciasto i poczytać książkę, można również liczyć na rozmowę z właścicielką, która wszystkim służy dobrym słowem. Może i ta powieść jest mało świąteczna, ale chwyta za serce oraz daje do myślenia. Na plus są główni bohaterowie, którzy zostali ciekawie nakreśleni, są sympatyczni oraz mili w odbiorze.
Jeśli szukacie czegoś lekkiego, przy czym możecie na chwilę zrelaksować się i oderwać od rzeczywistości, „Szczęście przy kominku” będzie dla Was idealną pozycją. Może i nie jest to najwybitniejsza literatura, ale zła również nie jest. Jeśli przymknie się oko na niektóre niedorzeczności i liczne zdrobnienia, to można przy niej miło spędzić czas.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:
Jeszcze się nad nią zastanowię.
OdpowiedzUsuńNie lubię zbytnich zdrobnień w książce - irytują mnie ale myślę, że mimo tego warto dać książce szansę ;)
OdpowiedzUsuńPrzy takich lekturach przymyka oko na brak realizmu. Jeśli będę miała okazję to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę. Nie do końca też ją polecasz.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale rzeczywiście takie zdrobnienia i mnie irytują. :)
OdpowiedzUsuńLubię lekkie pióro Gargaś, więc pewnie przeczytam tę książkę z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńJakoś specjalnie tej książki nie będę szukać, ale jeśli nadarzy się możliwość przeczytania, na pewno z niej skorzystam. 😊
OdpowiedzUsuńo nie tych zdrobnień bym nie zdzierżyła;p
OdpowiedzUsuńTe zdrobnienia mogłyby mi przeszkadzać...
OdpowiedzUsuńJa strasznie nie lubie takiego nadużywania zdrobnień zarówno w książkach jak i na codzień wiec myśle, ze bardzo by mnie to irytowało podczas czytania
OdpowiedzUsuńSięgnę po tą książkę za jakiś czas, bowiem potrzebuje relaksu :)
OdpowiedzUsuńLubię twórczość Gabrieli Gargaś, chociaż ostatnio "Kochaj mnie czule" nieco mnie zawiodła. Podejrzewam, że z tą pozycją byłoby podobnie, także nie będę po nią sięgać.
OdpowiedzUsuńJa też znalazłam w niej parę minusów, ale faktycznie, ogólnie historia do przeżycia i przeczytania :)
OdpowiedzUsuńNiedawno czytałam tę książkę i bardzo mi się spodobała. Wcale nie zwracałam uwagi na zdrobnienia czy inne wady, o których wspominasz. Po prostu była to dla mnie lekka, ciepła i przyjemna lektura.
OdpowiedzUsuńByć może po nią sięgnę. Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku!^^
OdpowiedzUsuń