Tytuł: Dziewczyna z kalendarza
Autor: Sebastian Fitzek
Wydawnictwo: Albatros
Gatunek: thriller
Liczba stron: 384
Premiera: 12.11.2025 r.
Dawniej: Valentina przyjeżdża do wynajętego domku, który nie cieszy się dobrą reputacją. Zostawia w oknie zapaloną świecę, co zwabia do niej ludzi, którzy tworzą tzw. żywy kalendarz. Po traumatycznych zdarzeniach z przeszłości, kiedy to wraz ze swoim chłopakiem była dręczona przez dyrektorkę szkoły, ktoś ponownie urządza sobie makabryczną zabawę. Co skłoniło ją do zadzwonienia na policję i „zamówienia pizzy”? Obecnie: Olivia rozpaczliwie szuka dawcy szpiku dla swojej adoptowanej córki, urzędnicy nie mogą wyjawić jej danych biologicznych rodziców. Przypadkiem natrafia na legendę o „dziewczynie z kalendarza”, czy obie te historie są ze sobą połączone?
Ależ to była dobra książka! Rzadko mi się zdarza używać w recenzji tych słów, ale jeśli jesteście miłośnikami thrillerów psychologicznych, to jestem pewna, że ta pozycja się Wam spodoba. Mamy tu skoki w czasie, dwie główne bohaterki będące narratorkami, zupełnie inne życia, a jednak coś je ze sobą łączy. Klimat historii Valentiny jest mroczny, tajemniczy, przerażający. Ktoś czyha na jej życie, a ona jest zupełnie sama, jeśli nie obroni się, nikt jej nie pomoże. Wyobraźcie sobie mrok, pusty dom, szubienica wisząca w łazience, zagadkowe wydarzenia i tylko jedna, czarna paląca się w oknie świeca. Historia Olivii natomiast jest smutna. Jej córka jest śmiertelnie chora, kobieta robi co może, lecz powoli traci reszty nadziei, jej mąż zdradza ją z dwiema młodszymi kobietami, na domiar złego wylewa się na nią fala hejtu, po tym, jak słowa wyrwane z kontekstu trafiają w Internet. Olivia jest silna i zdeterminowana. W końcu to matka, a matka zrobi wszystko dla swojego dziecka.
Poruszanych jest tu wiele ważnych tematów: samotność, adopcja, trauma z przeszłości, choroba, zdrada, a akcja ani na chwilę nie zwalnia tempa. Nieustannie coś się dzieje, a wszystkie elementy układanki są niepewne, aż do ostatnich stron. Uwielbiam, gdy autorowi udaje się mnie zaskoczyć, wtedy zakończenie jest dla mnie ekscytujące. Myliłam tropy i zupełni nie spodziewałam się tego, co dla nas przygotował Sebastian Fitzek. To moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, ale po przeczytaniu „Dziewczyny z kalendarza” mam ochotę przyjrzeć się jego książkom.
Grudzień, to dla mnie odpowiedni czas na czytanie zimowych, świątecznych opowieści, ale kto powiedział, że mają być to romanse lub obyczajówki? Równie dobrze sprawdzi się też przyprószony śniegiem thriller, w którym główny wątek dotyczy kalendarza adwentowego, choć nie znajdziecie w nim czekoladek. Polecam!
Ależ to była dobra książka! Rzadko mi się zdarza używać w recenzji tych słów, ale jeśli jesteście miłośnikami thrillerów psychologicznych, to jestem pewna, że ta pozycja się Wam spodoba. Mamy tu skoki w czasie, dwie główne bohaterki będące narratorkami, zupełnie inne życia, a jednak coś je ze sobą łączy. Klimat historii Valentiny jest mroczny, tajemniczy, przerażający. Ktoś czyha na jej życie, a ona jest zupełnie sama, jeśli nie obroni się, nikt jej nie pomoże. Wyobraźcie sobie mrok, pusty dom, szubienica wisząca w łazience, zagadkowe wydarzenia i tylko jedna, czarna paląca się w oknie świeca. Historia Olivii natomiast jest smutna. Jej córka jest śmiertelnie chora, kobieta robi co może, lecz powoli traci reszty nadziei, jej mąż zdradza ją z dwiema młodszymi kobietami, na domiar złego wylewa się na nią fala hejtu, po tym, jak słowa wyrwane z kontekstu trafiają w Internet. Olivia jest silna i zdeterminowana. W końcu to matka, a matka zrobi wszystko dla swojego dziecka.
Poruszanych jest tu wiele ważnych tematów: samotność, adopcja, trauma z przeszłości, choroba, zdrada, a akcja ani na chwilę nie zwalnia tempa. Nieustannie coś się dzieje, a wszystkie elementy układanki są niepewne, aż do ostatnich stron. Uwielbiam, gdy autorowi udaje się mnie zaskoczyć, wtedy zakończenie jest dla mnie ekscytujące. Myliłam tropy i zupełni nie spodziewałam się tego, co dla nas przygotował Sebastian Fitzek. To moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, ale po przeczytaniu „Dziewczyny z kalendarza” mam ochotę przyjrzeć się jego książkom.
Grudzień, to dla mnie odpowiedni czas na czytanie zimowych, świątecznych opowieści, ale kto powiedział, że mają być to romanse lub obyczajówki? Równie dobrze sprawdzi się też przyprószony śniegiem thriller, w którym główny wątek dotyczy kalendarza adwentowego, choć nie znajdziecie w nim czekoladek. Polecam!


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze z adresami do Waszych blogów nie będą publikowane. Wiem jak do Was trafić i nie musicie wklejać linków (chyba że chcecie mnie zirytować).