Tytuł: Kiedy będziemy deszczem
Autor: Dominika van Eijkelenborg
Wydawnictwo: Kobiece
Gatunek: thriller psychologiczny
Liczba stron: 431
Premiera: 20.01.2017
Inga jest żoną oraz matką dwójki dzieci. Pochodzi z Polski, ale z powodu małżeństwa przenosi się do Holandii. Pewnego dnia wychodzi z domu z psem i już nie wraca. Akcja powieści przenosi nas do czasu sprzed jej zaginięcia. Czytelnik poznaje jej myśli oraz emaile pisywane do przyjaciółki. Okazuje się, że w jej życiu pojawił się pewien młody chłopak, który porządnie namieszał w jej na pozór poukładanym świecie.
Bardzo zawiodłam się na tej książce. Miałam nadzieję na trzymający w napięciu thriller, ze stopniowo rozwijającą się akcją oraz enigmatyczną zagadką, a dostałam obyczajówkę z niekończącymi się opisami oraz przemyśleniami kobiety, która nie radzi sobie w roli matki i żony w obcym dla niej kraju. Praktycznie cała książka jest o jej życiu przed zaginięciem, z małą domieszką maili, które pisywała do swojej przyjaciółki i pracy policji nad jej odnalezieniem. Mimo, iż powieść mnie nudziła, to czytałam ją do samego końca, ponieważ byłam ciekawa, co tak właściwie się stało oraz dlaczego powieść zyskała miano thrillera. Dopiero ostatnie sto stron zaciekawiło mnie i nieco podniosło mą ocenę na jej temat.
Historia jest bardzo ciekawa, ale została według mnie źle poprowadzona. Brakuje w niej akcji i emocji. Główna bohaterka jest irytująca, nie potrafi poradzić sobie z problemami, wręcz ucieka przed nimi. Zamiast ratować swój związek, rozmawiać z mężem, wiecznie naburmuszona spędzała czas poza domem z nowym przyjacielem. Nie wie czego chce, wkurzając wszystkich dookoła. O wiele bardziej spodobał mi się Robin – ekstrawertyczny, wyróżniający się z tłumu młody człowiek, z sercem na dłoni i głową pełną pomysłów.
Jestem wymagająca, jeśli chodzi o thrillery, kryminały i horrory. Oczekuję od tego typu pozycji dawki adrenaliny, stopniowo budowanego napięcia, tajemniczości, ciekawych bohaterów. Tego wszystkiego zabrakło mi w tej pozycji, choć nie można jej zarzucić braku akcentu psychologicznego. Być może nastawiając się na książkę obyczajową, oceniłabym ją lepiej. Czytałam poprzednią książkę autorki i pamiętam, że w jej przypadku bardzo podobał mi się początek, za to druga połowa zepsuła tę pozycję, w „Kiedy będziemy deszczem” było zupełnie odwrotnie. Być może, jeśli będę miała możliwość przeczytać trzecią powieść autorki spodoba mi się ona w całości. Kto wie, w końcu do trzech razy sztuka.
Podsumowując, według mnie książkę można przeczytać, ale nie jest to pozycja, do której wróciłabym ponownie i która to utkwi mi na długo w pamięci. Podliczając zaobserwowane przeze mnie plusy i minusy jej bilans wypada średnio, przeciętnie.
Bardzo zawiodłam się na tej książce. Miałam nadzieję na trzymający w napięciu thriller, ze stopniowo rozwijającą się akcją oraz enigmatyczną zagadką, a dostałam obyczajówkę z niekończącymi się opisami oraz przemyśleniami kobiety, która nie radzi sobie w roli matki i żony w obcym dla niej kraju. Praktycznie cała książka jest o jej życiu przed zaginięciem, z małą domieszką maili, które pisywała do swojej przyjaciółki i pracy policji nad jej odnalezieniem. Mimo, iż powieść mnie nudziła, to czytałam ją do samego końca, ponieważ byłam ciekawa, co tak właściwie się stało oraz dlaczego powieść zyskała miano thrillera. Dopiero ostatnie sto stron zaciekawiło mnie i nieco podniosło mą ocenę na jej temat.
Historia jest bardzo ciekawa, ale została według mnie źle poprowadzona. Brakuje w niej akcji i emocji. Główna bohaterka jest irytująca, nie potrafi poradzić sobie z problemami, wręcz ucieka przed nimi. Zamiast ratować swój związek, rozmawiać z mężem, wiecznie naburmuszona spędzała czas poza domem z nowym przyjacielem. Nie wie czego chce, wkurzając wszystkich dookoła. O wiele bardziej spodobał mi się Robin – ekstrawertyczny, wyróżniający się z tłumu młody człowiek, z sercem na dłoni i głową pełną pomysłów.
Jestem wymagająca, jeśli chodzi o thrillery, kryminały i horrory. Oczekuję od tego typu pozycji dawki adrenaliny, stopniowo budowanego napięcia, tajemniczości, ciekawych bohaterów. Tego wszystkiego zabrakło mi w tej pozycji, choć nie można jej zarzucić braku akcentu psychologicznego. Być może nastawiając się na książkę obyczajową, oceniłabym ją lepiej. Czytałam poprzednią książkę autorki i pamiętam, że w jej przypadku bardzo podobał mi się początek, za to druga połowa zepsuła tę pozycję, w „Kiedy będziemy deszczem” było zupełnie odwrotnie. Być może, jeśli będę miała możliwość przeczytać trzecią powieść autorki spodoba mi się ona w całości. Kto wie, w końcu do trzech razy sztuka.
Podsumowując, według mnie książkę można przeczytać, ale nie jest to pozycja, do której wróciłabym ponownie i która to utkwi mi na długo w pamięci. Podliczając zaobserwowane przeze mnie plusy i minusy jej bilans wypada średnio, przeciętnie.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu
Interesuje mnie ta książka, a okładka jest obłędna!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że dostałaś nie to, czego się spodziewałaś. Wielka szkoda.
OdpowiedzUsuńOj to będę stroniła od tej powieści. Też jestem wymagająca jeśli chodzi o wymienione przez Ciebie gatunki i naprawdę mało co mnie zachwyca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Holandia sama w sobie jest dla mnie dość interesująca ale pewnie zanudzilabym się przy tych opisach ;)
OdpowiedzUsuńkurcze a tytuł jest wspaniały! spodziewałam się czegoś WOW...
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie, ale jak napisałaś, że bez szału to trochę mam mniejszą ochotę żeby przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
przechodze na zwolneinie lekarskie i...już dzisiaj zapisałam się do biblioteki...kocham czytać a teraz będę miała na to czas.
OdpowiedzUsuńZnam już trochę styl pisania autorki :) z chęcią się zapoznam z tytułem :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo faktycznie po przeczytaniu wstępu miałam wizję fajnej książki.
OdpowiedzUsuńSzybko mi tę wizję rozmyłaś :)