Tytuł: Zawsze mieszkałyśmy w zamku
Autor: Shirley Jackson
Wydawnictwo: Replika
Gatunek: horror
Liczba stron: 224
Premiera: 10.04.2018 r.
Od początku książki towarzyszy nam mroczny, ciężki klimat rodem ze starych horrorów. Mamy leciwy dworek, w którym od zawsze mieszka jedna rodzina, mamy dwie ekscentryczne siostry oraz cierpiącego na demencję starszego człowieka, w tle mamy również mieszkańców miasteczka, którzy nie kryją się ze swoją niechęcią do Blackwoodów.
Akcja nie przybiera szybkiego tempa, przez cały czas powoli przesuwa się do przodu. Nastrój, który stworzyła Shirley Jackson, pozostawia w czytelniku uczucie niepokoju i całe mnóstwo pytań. Wydarzenie sprzed lat, w którym zginęła prawie cała rodzina Blackwoodów, odciska na ich życiu nieodwracalne piętno.
Bohaterowie zostali bardzo dobrze nakreśleni. Z jednej strony ma się wrażenie, że mamy do czynienia z inteligentnymi ludźmi, których spotkała tragedia, a z drugiej nasz mózg podczas lektury podpowiada nam, że mogą to być zbzikowanii psychopaci, czy wręcz upiory, które nie istnieją naprawdę.
Katherine jest jedyną osobą, która wychodzi z domu. Dwa razy w tygodniu udaje się na zakupy oraz do pobliskiej biblioteki. Zawsze towarzyszą jej wyzwiska oraz szydercze spojrzenia. Jej siostra Constance wychodzi jedynie do ogrodu, stryj natomiast wciąż na nowo rozpamiętuje dzień, w którym zginęła rodzina. Jest jeszcze Charles – kuzyn, który pewnego dnia niespodziewanie zjawia się w ich domu. Co dzieje się za ich zamkniętymi drzwiami? Czy są szczęśliwi?
„Zawsze mieszkałyśmy w zamku”, to lektura na jeden wieczór. Liczy nieco ponad dwieście stron i muszę przyznać z satysfakcją, że powieść jest ciekawa oraz wciągająca. Jedyne moje zastrzeżenie tyczy się zakończenia. Liczyłam na coś spektakularnego, a było ono zwyczajne, tak jakby autorka urwała w pewnym momencie swą historię i jej nie skończyła. Czytając tę książkę, przypomniał mi się film z 2001 roku, pod tytułem „Inni”. Co prawda tematyka jest nieco inna, ale klimat taki sam.
Cieszę się, że dzieła Shirley Jackson zostały odświeżone. Autorka na koncie ma również poczytny „Nawiedzony dom na wzgórzu” oraz inne warte uwagi pozycje. Gorąco zachęcam Was, do zapoznania się z jej twórczością.
Akcja nie przybiera szybkiego tempa, przez cały czas powoli przesuwa się do przodu. Nastrój, który stworzyła Shirley Jackson, pozostawia w czytelniku uczucie niepokoju i całe mnóstwo pytań. Wydarzenie sprzed lat, w którym zginęła prawie cała rodzina Blackwoodów, odciska na ich życiu nieodwracalne piętno.
Bohaterowie zostali bardzo dobrze nakreśleni. Z jednej strony ma się wrażenie, że mamy do czynienia z inteligentnymi ludźmi, których spotkała tragedia, a z drugiej nasz mózg podczas lektury podpowiada nam, że mogą to być zbzikowanii psychopaci, czy wręcz upiory, które nie istnieją naprawdę.
Katherine jest jedyną osobą, która wychodzi z domu. Dwa razy w tygodniu udaje się na zakupy oraz do pobliskiej biblioteki. Zawsze towarzyszą jej wyzwiska oraz szydercze spojrzenia. Jej siostra Constance wychodzi jedynie do ogrodu, stryj natomiast wciąż na nowo rozpamiętuje dzień, w którym zginęła rodzina. Jest jeszcze Charles – kuzyn, który pewnego dnia niespodziewanie zjawia się w ich domu. Co dzieje się za ich zamkniętymi drzwiami? Czy są szczęśliwi?
„Zawsze mieszkałyśmy w zamku”, to lektura na jeden wieczór. Liczy nieco ponad dwieście stron i muszę przyznać z satysfakcją, że powieść jest ciekawa oraz wciągająca. Jedyne moje zastrzeżenie tyczy się zakończenia. Liczyłam na coś spektakularnego, a było ono zwyczajne, tak jakby autorka urwała w pewnym momencie swą historię i jej nie skończyła. Czytając tę książkę, przypomniał mi się film z 2001 roku, pod tytułem „Inni”. Co prawda tematyka jest nieco inna, ale klimat taki sam.
Cieszę się, że dzieła Shirley Jackson zostały odświeżone. Autorka na koncie ma również poczytny „Nawiedzony dom na wzgórzu” oraz inne warte uwagi pozycje. Gorąco zachęcam Was, do zapoznania się z jej twórczością.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Replika
Ciekawie brzmi wprowadzenie ale szkoda, że końcówka pozostawia niedosyt.
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawiła mnie ta książka, ze względów tematyki jak i samego tytułu.
OdpowiedzUsuńZ pewnością będą polowała na tę książkę. 😊
OdpowiedzUsuńJa mam póki co w planach "Nawiedzony dom na wzgórzu”.
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam horroru :)
OdpowiedzUsuńidę szukać tego dzieła na chomikuj:D
OdpowiedzUsuńMam na uwadzę od jakiegoś czasu książki tej autorki i strasznie mnie one kuszą. Muszę w końcu po ktorąś sięgnąć ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Może dam się przekonać? :D Chociaż trochę mnie przeraża sama ta myśl :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że i mnie ta książka może wciągnąć i chętnie po nią sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam film, o którym wspominasz, ale takie mroczne klimaty i horrory to zupełnie nie moja bajka ;) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam faze na takie domy ! Że będę w takim mieszkać itd ale po obejrzeniu Adamsów popukałam się po czole hahaha :D
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja, choć nie jestem pewna czy dla mnie — raczej jestem strachajłą.
OdpowiedzUsuńKinga
Uwielbiam książki jak i seriale z nutą niepokoju i lekkiej grozy :) Wtedy nawet nie zależny mi aby akcja szybko przebiegała :)
OdpowiedzUsuńKsiążki jeszcze nie czytałam. Szkoda, że zakończenie trochę zawodzi, ale reszta zapowiada się ciekawie, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze, że wciąga :)
OdpowiedzUsuńA może w tym urwanym zakończeniu jest sens? Może czytelnik sam ma dopowiedzieć co będzie dalej? Gdyby spojrzeć na powieść pod tym katem może końcówka byłaby ciekawsza? :)
OdpowiedzUsuń