Tytuł: Miłość zimową porą
Autor: Carrie Elks
Wydawnictwo: Kobiece
Gatunek: obyczajowa / romans
Liczba stron: 424
Premiera: 23.11.2018 r.
Kitty Shakespeare jest młodą kobietą, która marzy o karierze w Hollywood. Pewnego dnia zgłasza się na rozmowę w sprawie stażu u słynnego producenta filmowego. Zamiast tam, zostaje jednak zatrudniona w roli niani dla jego syna. Choć nie jest to praca marzeń, Kitty twierdzi, że darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby i przyjmuje pracę. Na miejscu poznaje brata swego szefa, który od pierwszej minuty jest wrogo do niej nastawiony. Czy uda jej się stopić lód na jego sercu?
„Miłość zimową porą” jest jedną z tych książek, które mogę czytać jedynie w okolicy Bożego Narodzenia. Jak na mój gust ta historia została przesłodzona i choć zapowiadała się ciekawie, to z czasem wkradła się do niej nuda, powodująca to, że wiecznie odkładałam tę powieść na później. Irytowało mnie to, że bohaterowie są tacy przerysowani, idealnie piękni. Ona – młoda, ambitna, seksowna, piękna, o wielkim sercu. On – zbuntowany, przystojny, umięśniony, skrywający miłe wnętrze za powłoką twardziela. W tle bogata rodzina, która nie ma czasu zajmować się swoim synem.
Nie mogłam znieść, że w pozycji tej wszystko jest przekoloryzowane. Szklanka nie jest szklanką, jest „błyszczącą szklanką”, oczy nie są błyszczące, tylko „diamentowo błyszczące”, twarz nie jest piękna, tylko ma „pięknie ukształtowane policzki”. Po pewnym czasie wciskania przez autorkę takich zwrotów, człowieka zaczyna mdlić. Choć na początku mamy okazję poznać pracę Kitty, to w dalszej części wszystko zostaje przysłonięte przez myśli zarówno jej, jak i Adama. Oboje w kółko wałkują to samo: „Co się ze mną dzieje? Czy ja do niej/do niego coś czuję? Nie powinnam/nie powinienem tego robić” i tak dalej. Może gdyby zamiast ponad czterystu, książka miałaby trzysta stron, to ta historia nie ciągnęłaby mi się w nieskończoność.
Opowieść ta od samego początku jest przewidywalna i raczej spodoba się ona kobietom, które lubią romanse i nie przeszkadza im, gdy jest słodko, uroczo oraz nieco infantylnie. Jako lekką pozycję na jeden raz można przeczytać, ale fajerwerków nie ma. Szkoda, że autorka skupiła się prawie wyłącznie na wątku rodzącego się uczucia między głównymi bohaterami, a o temat kłótni w rodzinie lub o pracę w branży filmowej jedynie „zahaczyła”. Zastanawiam się również, czy pozycja ta nie powinna być sklasyfikowana jako erotyk, gdyż zawiera wiele długich opisów scen łóżkowych.
Pozycja nie obowiązkowa, raczej dla miłośników gatunku. Amatorzy romansów powinni być zadowoleni, pozostali czytelnicy raczej nie.
„Miłość zimową porą” jest jedną z tych książek, które mogę czytać jedynie w okolicy Bożego Narodzenia. Jak na mój gust ta historia została przesłodzona i choć zapowiadała się ciekawie, to z czasem wkradła się do niej nuda, powodująca to, że wiecznie odkładałam tę powieść na później. Irytowało mnie to, że bohaterowie są tacy przerysowani, idealnie piękni. Ona – młoda, ambitna, seksowna, piękna, o wielkim sercu. On – zbuntowany, przystojny, umięśniony, skrywający miłe wnętrze za powłoką twardziela. W tle bogata rodzina, która nie ma czasu zajmować się swoim synem.
Nie mogłam znieść, że w pozycji tej wszystko jest przekoloryzowane. Szklanka nie jest szklanką, jest „błyszczącą szklanką”, oczy nie są błyszczące, tylko „diamentowo błyszczące”, twarz nie jest piękna, tylko ma „pięknie ukształtowane policzki”. Po pewnym czasie wciskania przez autorkę takich zwrotów, człowieka zaczyna mdlić. Choć na początku mamy okazję poznać pracę Kitty, to w dalszej części wszystko zostaje przysłonięte przez myśli zarówno jej, jak i Adama. Oboje w kółko wałkują to samo: „Co się ze mną dzieje? Czy ja do niej/do niego coś czuję? Nie powinnam/nie powinienem tego robić” i tak dalej. Może gdyby zamiast ponad czterystu, książka miałaby trzysta stron, to ta historia nie ciągnęłaby mi się w nieskończoność.
Opowieść ta od samego początku jest przewidywalna i raczej spodoba się ona kobietom, które lubią romanse i nie przeszkadza im, gdy jest słodko, uroczo oraz nieco infantylnie. Jako lekką pozycję na jeden raz można przeczytać, ale fajerwerków nie ma. Szkoda, że autorka skupiła się prawie wyłącznie na wątku rodzącego się uczucia między głównymi bohaterami, a o temat kłótni w rodzinie lub o pracę w branży filmowej jedynie „zahaczyła”. Zastanawiam się również, czy pozycja ta nie powinna być sklasyfikowana jako erotyk, gdyż zawiera wiele długich opisów scen łóżkowych.
Pozycja nie obowiązkowa, raczej dla miłośników gatunku. Amatorzy romansów powinni być zadowoleni, pozostali czytelnicy raczej nie.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:
Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale ta naprawdę skradła moje serce, więc myślę, że kiedy będę potrzebowała czegoś niezobowiązującego do czytania, wezmę tę książkę w swoje ręce. 😊
OdpowiedzUsuńJak jest za bardzo przekoloryzowane to może denerwować.
OdpowiedzUsuńJa mimo wszytsko chce poznać na kolejne święta :)
OdpowiedzUsuńCokolwiek romantycznego, co dopuszczam zimową porą to Bridget Jones xD
OdpowiedzUsuńo nie to nie dla mnie
OdpowiedzUsuńCo zrobić.. takie książki maja jednak swoich fanów
OdpowiedzUsuńDla mnie chyba byłoby za słodko i zbyt mdło ;)
OdpowiedzUsuńOjej... za dużo słodyczy, jak dla mnie:P
OdpowiedzUsuńRzadko czytam romansidła, także jeszcze się zastanowię :)
OdpowiedzUsuń