Jeśli macie niedoskonałości na twarzy, irytują Was wągry i zaskórniki, których za nic nie możecie się pozbyć, to polecam Wam zapoznać się z prezentowanym przeze mnie produktem. Jest to odkurzacz, który pomaga w walce z trądzikiem. W opakowaniu prócz urządzenia znajdują się cztery końcówki, kabel, dziesięć filtrów, dwie uszczelki oraz instrukcja.
Odkurzacz Liberex ma również inne zastosowanie. Dzięki niemu możemy poddać się terapii światłem. Niebieskie ujędrnia skórę i pomaga w walce z trądzikiem, a czerwone wpływa na zwiększenie produkcji kolagenu oraz pobudza krążenie. W zestawie znaleźć możemy cztery końcówki. Ta z diamentową głowicą pomaga w walce z bliznami po trądziku oraz martwym naskórkiem, średnia końcówka nadaje się do używania na całym ciele, owalna przeznaczona jest do okolic oczu, ust i nosa, a czwarta przeznaczona jest do wspomnianej wyżej terapii światłem.
Moją prawdziwą zmorą są zaskórniki, które szczególnie mocno doskwierają mi latem. Próbowałam wielu kosmetyków, lecz w żaden sposób nie pomogły mi w walce z tym problemem. Odkurzacza używam już jakiś czas i muszę przyznać, że jestem zadowolona z efektów, mam wrażenie, że kondycja mojej skóry uległa znacznej poprawie. Wieczór z tym urządzeniem stał się dla mnie codzienną wieczorną rutyną po kąpieli, kiedy to pory są otwarte. Jest to również przyjemna forma masażu. Wystarczy przesuwać odkurzacz po skórze, pamiętając o tym, by w jednym miejscu nie trzymać go dłużej niż trzydzieści sekund. Na koniec wystarczy umyć twarz zimną wodą i nałożyć maseczkę lub krem.
Bateria starcza na długo, a dzięki możliwości ładowania przez USB, mogę podłączyć go do ładowarki lub laptopa. Obsługa jest prosta, a wbudowany ekran LED czytelny. Produkt dobrze leży w ręce i zmieści się do każdej torebki, więc można go zabrać ze sobą wszędzie.
Nie trzeba wydawać pieniędzy na SPA, kiedy można je sobie zafundować w domowym zaciszu. Pozwólcie sobie na odrobinę relaksu, łącząc przyjemne z pożytecznym, używając odkurzacza jako masażera i produktu do oczyszczenia skóry.
Bardzo ciekawe urządzenie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
mam urządzenie podobne:D ale leży gdzieś w szafie bo o nim zapominam hahah;p a jak mam wągra to go ekhm wycisnę;p zawsze to szybsze;D
OdpowiedzUsuńProwadzisz bloga o modzie i kosmetykach i przyznajesz się do takich rzeczy? :P
Usuńno to co:D ja tam nie mam nic przeciwko temu haha
UsuńNie słyszałam nigdy o takim urządzeniu. Ciekawy produkt.
OdpowiedzUsuńJa mam tylko najczęściej na nosie, może się przydać :D
OdpowiedzUsuńSwietna sprawa! Na szczescie nie mam problemu z wagrami ;P i mam nadzieje, ze nie bede ich miec :D pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDlaczego ja o tym wcześniej nie słyszałam?
OdpowiedzUsuńWidziałam go gdzieś w internecie. Ciekawie się prezentuje.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już trochę o takich urządzeniach, ale jeszcze ich nie testowałam.
OdpowiedzUsuńCiekawe. Tylko żeby nie zostawiało śladów. Może zrobisz drugą reckę po np. 3 miesiącach stosowania?
OdpowiedzUsuńNie zostawia śladów, jeśli nie trzymasz urządzenia dłużej niż 30 sekund w jednym miejscu. Używam ok. 2 tyg. I nie mam śladów
UsuńCiekawe urządzenie, przydałoby mi się takie:)
OdpowiedzUsuńNigdy o czymś takim nie słyszałam, ale ciekawy wynalazek.
OdpowiedzUsuńWidziałam już parę razy takie urządzenie i to jak działa. Sama, miałam ochotę wypróbować, ale zawsze się obawiałam, że jest na tyle mocne, że robi siniaki czy coś w tym stylu.
OdpowiedzUsuńSama ustalasz moc i wybierasz końcówkę :) Jeśli nie trzymasz dłużej niż 30 sekund w jednym miejscu, urządzenie nie zostawi śladu :)
UsuńAle cudak :) Nawet nie wiedziałam, że takie sprzęty istnieją... Na ten moment raczej nie skorzystam. Odkąd jest epidemia i tak trzeba być w pracy w maseczkach, to przestałam się malować (oprócz niedziel, kiedy to lubię zaszaleć z makijażem xd). Powiem szczerze, że nie myślałam, że brak kosmetyków tak może poprawić moją cerę (wyjątkiem jest krem, który zawsze wcieram). Mam super gładką skórę, bez żadnych niedoskonałości, a kiedyś miałam z tym naprawdę spore problemy. Niektórzy nie wierzą, że nie mam fluidu itd. To jeden z plusów epidemii :) A szczerze kiedy widziałam jak koleżanki, które mają tapety, zakładają maski, potem ściągają, te maski całe brudne od szminek, pudrów, kładą gdzieś na parapecie, potem znowu zakładają, to mi się słabo robiło. Albo malowanie ust, by za chwilę nałożyć maskę :D A czasem któraś przyszła z tymi malunkami na wierzchu, bo włożyły na odwrót... Nie wiem, ale nieciekawie to wyglądało...
OdpowiedzUsuń