20 cze 2025

Szanta - Wojciech Wójcik

 


Tytuł: Szanta 

Autor: Wojciech Wójcik

Wydawnictwo: Zysk i Sk-a

Gatunek: thriller / kryminał

Liczba stron: 556

Premiera: 29.04.2025 r.

 

 

Na Mazurach giną dwie osoby. Najpierw znalezione zostają zwłoki pewnego profesora, a następnie w tym samym miejscu, przerobionym na muzeum żeglarstwa, ginie jego kierowniczka. Nie dość, że morderca pozbawił kobietę życia, to również uciął jej włosy. Czy wśród dobytku profesora znajduje się coś na tyle cennego, że ktoś jest w stanie zrobić wszystko, byleby to zdobyć, czy obie śmierci nie mają ze sobą nic wspólnego, a Malwina zginęła w wyniku prywatnych porachunków? W tym samym czasie mąż leśniczej, polujący na kłusowników znajduje odcięty warkocz innej kobiety. Dlaczego Malwina obsesyjnie interesowała się żeglarską legendą? Czy w niej należy szukać rozwiązania?

 

Dobijając do ostatniej strony, miałam ochotę zadać pytanie: „Na Boga, Panie Wójcik, dlaczego to jest takie długie??”. Sama historia jest ciekawa, ale niczym w „Nad Niemnem” miałam ochotę połowę pominąć. Historia rozciągnięta, jak opowieść wujka Władka na rodzinnej imprezie, który opowie wszystkie szczegóły, zanim dojdzie do sedna. Powieść nie musi mieć pierdyliarda stron, by być ciekawa, więc czasami nie rozumiem, po co autorzy na siłę upychają więcej treści, niż jest potrzeba. Pamiętam, że jak czytałam inną książkę Wojciecha Wójcika dwa lata temu, miałam ten sam problem. Dużo postaci, dużo wątków pobocznych, dużo przemyśleń, dużo wszystkiego, przez co według mnie w książce panuje jeden wielki chaos.

 

Mam z tą książką taki problem, że jakby mi ją ktoś streścił, to powiedziałabym: „wow, co za historia”, ale biorąc pod uwagę to, że przez te kilometrowe opisy, nic niewnoszące dialogi, wciąż odkładałam tę pozycję i wracałam do niej przez dwa tygodnie, to moja ocena jest niższa, niż wtedy, gdyby była krótsza. Fabuła kręci się, kluczy, wprowadza nowe wątki, z których część ginie po drodze, jak moje postanowienia noworoczne. Nie mam nic do długich książek, ale nie wszystkie muszą mieć ponad pięćset stron. Plus za to, że autor był w stanie się w tym wszystkim połapać, ja bym się pogubiła.

 

Podobały mi się za to główne postacie. Hubert jest facetem po przejściach, który ma wrażliwą duszę i cięty język. Helena jest jego damską odpowiedniczką, widać, że coś kręci, ale i tak jest sympatyczna. Trzy kobiety pracujące w muzeum, tak różne od siebie, że razem tworzą ciekawą grupę.  Styl jest w porządku, a zakończenie nieco wynagradza to ślimacze tempo. Na plus jest również prowadzenie akcji z dwóch perspektyw – Jagody, która objęła kierownictwo po Malwinie i Wspomnianego wyżej Huberta. Otoczenie również wpływa na wyobraźnię. Jest malownicze: jeziora, lasy, małe wioski i żeglarski klimat w tle.

 

Można przeczytać, ale czy warto, pozostawiam do Waszej oceny.

 

Post powstał przy współpracy z: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze z adresami do Waszych blogów nie będą publikowane. Wiem jak do Was trafić i nie musicie wklejać linków (chyba że chcecie mnie zirytować).