Tytuł: Antykwariat spełnionych marzeń
Autor: Dorota Gąsiorowska
Wydawnictwo: Znak. Między Słowami
Gatunek: obyczajowa
Liczba stron: 416
Premiera: 10.04.2017 r.
Emilia jest młodą kobietą, która pracuje w klimatycznym antykwariacie na jednej z ulic Krakowa. Wiedzie spokojne życie, zupełnie nie wyróżnia się z tłumu. Mimo iż napisała książkę, boi się ją przedstawić światu. Ma tylko jedną przyjaciółkę, która pewnego dnia łamie jej serce, robiąc coś wbrew jej woli. Na horyzoncie pojawia się dwóch mężczyzn, którzy wyraźnie są zainteresowani tajemniczą, skrytą Emilią, czy bohaterka wybierze któregoś z nich? Co z życiem kobiety wspólnego ma tajemnicza książka od lat przekazywana z rąk do rąk?
Powieść przypomina mi nieco moje prace dyplomowe i nie dlatego, że pisałam o systemie motywacji oraz o polskiej policji, ale dlatego, że pisząc je, zawodowo „lałam wodę”. „Antykwariat spełnionych marzeń” to piękna historia, ale jest jednym wielkim opisem otoczenia i niekończących się przemyśleń bohaterki, która jest niczym zraniona sarenka, łagodna, różna od innych, delikatna, jakby wyrwana z innej epoki, gubiąca się w świecie swojej fantazji. Jeszcze bardziej irytowały mnie postacie, które naburmuszały się z niewiadomych powodów, których nie chciały wyjawić: zaczynały mówić, nie kończyły, nagle stawały się oschłe, wstawały i bez słowa wychodziły, uciekały, wracały, zachowywały się irracjonalnie. Jakby całą książkę wypełniały mentalne nastolatki. Oczywiście wszystko na końcu się wyjaśnia, ale bohaterowie są równie wkurzający co czasem ludzie w realnym świecie. Ich konwersacje określiłbym na taki styl: „-coś się stało? – tak, -co? –nic”.
Mam wrażenie, że autorka nieco zmieniła swój styl. „Obietnica Łucji” bardzo mi się podobała, potem czytałam „Primabalerinę”, która podobnie jak tym razem była bogata w opisy, a uboga w akcję. Myślałam, że tym razem będzie inaczej, niestety, ciekawie brzmiący blurb zapowiadał niezwykłą historię i na tym się skończyło. Może podobałaby mi się ona bardziej, gdyby nie była przepełniona miłością bijącą od wszystkich postaci i miała żwawszą akcję, zamiast przeszło czterystu stron potoków słów. Wiem, że gdybym ja miała pisać swoją powieść, byłaby ona napisana w podobnym stylu, dlatego też nie zdecydowałam się próbować sił w pisarstwie.
Nie zrażajcie się jednak moim zdaniem, ja po prostu sceptycznie pochodzę do tego typu powieści. Najchętniej powstawiałabym w nie rozdziały i wprowadziła więcej konwersacji między bohaterami. Muszę jednak przyznać, że język Doroty Gąsiorowskiej jest plastyczny, autorka płynnie przechodzi między kolejnymi wydarzeniami, opisy są piękne i bez trudu można przenieść się oczami wyobraźni do opisywanego świata przedstawionego. Myślę, że zamiłowanie do danego stylu jest kwestią indywidualnego gustu, a o gustach się przecież nie dyskutuje. Wiem też, że książka ta bardziej spodobałaby się mojej babci, niż mi czy mojej mamie. Dlatego też zachęcam do sięgnięcia po nią osoby, które lubią powieści obyczajowe, literaturę piękną i delikatne romanse.
Powieść przypomina mi nieco moje prace dyplomowe i nie dlatego, że pisałam o systemie motywacji oraz o polskiej policji, ale dlatego, że pisząc je, zawodowo „lałam wodę”. „Antykwariat spełnionych marzeń” to piękna historia, ale jest jednym wielkim opisem otoczenia i niekończących się przemyśleń bohaterki, która jest niczym zraniona sarenka, łagodna, różna od innych, delikatna, jakby wyrwana z innej epoki, gubiąca się w świecie swojej fantazji. Jeszcze bardziej irytowały mnie postacie, które naburmuszały się z niewiadomych powodów, których nie chciały wyjawić: zaczynały mówić, nie kończyły, nagle stawały się oschłe, wstawały i bez słowa wychodziły, uciekały, wracały, zachowywały się irracjonalnie. Jakby całą książkę wypełniały mentalne nastolatki. Oczywiście wszystko na końcu się wyjaśnia, ale bohaterowie są równie wkurzający co czasem ludzie w realnym świecie. Ich konwersacje określiłbym na taki styl: „-coś się stało? – tak, -co? –nic”.
Mam wrażenie, że autorka nieco zmieniła swój styl. „Obietnica Łucji” bardzo mi się podobała, potem czytałam „Primabalerinę”, która podobnie jak tym razem była bogata w opisy, a uboga w akcję. Myślałam, że tym razem będzie inaczej, niestety, ciekawie brzmiący blurb zapowiadał niezwykłą historię i na tym się skończyło. Może podobałaby mi się ona bardziej, gdyby nie była przepełniona miłością bijącą od wszystkich postaci i miała żwawszą akcję, zamiast przeszło czterystu stron potoków słów. Wiem, że gdybym ja miała pisać swoją powieść, byłaby ona napisana w podobnym stylu, dlatego też nie zdecydowałam się próbować sił w pisarstwie.
Nie zrażajcie się jednak moim zdaniem, ja po prostu sceptycznie pochodzę do tego typu powieści. Najchętniej powstawiałabym w nie rozdziały i wprowadziła więcej konwersacji między bohaterami. Muszę jednak przyznać, że język Doroty Gąsiorowskiej jest plastyczny, autorka płynnie przechodzi między kolejnymi wydarzeniami, opisy są piękne i bez trudu można przenieść się oczami wyobraźni do opisywanego świata przedstawionego. Myślę, że zamiłowanie do danego stylu jest kwestią indywidualnego gustu, a o gustach się przecież nie dyskutuje. Wiem też, że książka ta bardziej spodobałaby się mojej babci, niż mi czy mojej mamie. Dlatego też zachęcam do sięgnięcia po nią osoby, które lubią powieści obyczajowe, literaturę piękną i delikatne romanse.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak
Właśnie kończę czytać i... jejku. Ty chyba czytasz mi w myślach! (internetowo, ok...)
OdpowiedzUsuńTe opisy... Ci niestabilni bohaterowie... aż sama nie mogę się doczekać swojej recenzji :)
Haha, cieszę się, że podzielasz moje zdanie, bo do tej pory spotkałam się z samymi pochlebnymi recenzjami i zaczęłam myśleć, że to ze mną jest coś nie tak ;p
UsuńMnie przyciąga klimat antykwariatu w tej książce.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc chyba też podchodzę do tego typu powieści. Jednak przed przeczytaniem nigdy nie staram się książki spisywać na straty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Chętnie się przekonam, czy i mnie zirytuje :D
OdpowiedzUsuńNie bardzo lubię tego typu książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Poprzednie mi się podobały. Tej nie mam. Ale słowo antykwariat pociąga.
OdpowiedzUsuńJuż sam tytuł sprawia, że mam ochotę sięgnąć po książkę, obietnica sympatycznego zaczytania. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Ja znalazłam plusy w tej historii, ale to minusy zdecydowanie przeważyły. Za słodko było momentami, a bohaterowi, którzy mieli być wyraziści - Lilka, Zosia czy Roża (chociaż tej nagle się odmieniło) - które nadałyby książce pazura, zmieniły jej kolor z lawendowego na krwistoczerwony, byli strasznie mdli.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńTaka delikatna historia i rozległe opisy to średnio do nas przemawiają ;P Jeśli ma przypominać nam niektóre nasze prace zaliczeniowe gdzie lałyśmy wodę to dzięki ale nie xD
OdpowiedzUsuńCzytałam dwie książki tej autorki - jedną bardzo polubiłam, na drugiej się zawiodłam, więc na razie nie planuję wracać do jej książek. Może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńpo Twojej recenzji nie dziękuję. jednak czuje się zniechęcona. szkoda czasu
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mogłabym się z nią zmierzyć, aby przekonać się, czy mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńJa również chyba się nie skuszę na tą książkę, w sumie to zupełnie nie mój styl
OdpowiedzUsuńMi ,,Obietnica Łucji" nie przypadła za bardzo do gustu i chwilowo nie zamierzam wracać do autorki
OdpowiedzUsuńJak dla mnie wady w tej książce przeważyły nad zaletami...
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze książek Gąsiorowskiej :)
OdpowiedzUsuń