Tytuł: Dzień zagłady. Powieść o czasach ostatecznych
Autorzy: Tim LaHaye, Jerry B. Jenkins
Wydawnictwo: Vocatio
Liczba stron: 416
Rok: 1995
Tim LaHaye jest osiemdziesięcioośmioletnim ewangelistą, pisarzem oraz mówcą. Swoje największe dzieło "Dzień zagłady" napisał wraz z Jerremy'm B. Jenkinsem - powieściopisarzem i biografem mającym na swoim kocie ponad sto pięćdziesiąt książek, w tym szesnaście na liście bestselerów magazynu The New York Tims.
Noc, mrok, pustka, cisza. W niewyjaśniony sposób ludzie na pokładzie samolotu sterowanego przez Rayforda zaczynają znikać, pozostawiając po sobie same ubrania. Okazuje się, że sytuacja nie zaistniała wyłącznie w tym jednym miejscu. Na całym świecie zapanował chaos: porozbijane pojazdy, zablokowane służby medyczne, pozrywane linie telekomunikacyjne, pełen stan gotowości i miliony ludzi, którzy zapadli się pod ziemie. Co mogło się wydarzyć? Czyżby nadszedł koniec świata?
Przyznam szczerze, że myślałam, iż książka kompletnie nie wpasuje się w moje gusta. Nawet jeśli tak by było, nie oceniałabym jej pod tym względem, ponieważ o gustach się nie dyskutuje, a każdy lubi co innego. „Dzień zagłady” jest powieścią z gatunku science fiction. W znacznym stopniu łączy się z motywem religijnym. Myślę, iż może spodobać się bardziej męskiej części czytelników. Niepowtarzalny, klimat, idealnie komponujący się w fabułę. Mrożące krew w żyłach uczucia i dziesiątki pytań bez odpowiedzi. Przechodząc do minusów, mam wrażenie, iż autorzy książki są fanatykami religijnymi, ukazuje się to chociażby w przedstawieniu postaci Ireny, która nie mogła doczekać się „Przechwycenia” przez Jezusa. Nużyły mnie momenty dotyczące polityki i gospodarki, ale tak jak mówiłam wcześniej, każdy lubi co innego. Mnie zainteresował bardziej raczej sam fakt jak doszło do zniknięć i dlaczego właśnie w tym momencie.
Tak często w naszym życiu słyszymy o Koniec Świata. Jest on powiązany z wieloma dziedzinami, takimi jak filozofia, religia czy kultura. Przeżyliśmy przepowiednie astrologów, koniec kalendarza Majów, a także okrągłe daty podczas których miał nastąpić potencjalny kres istnienia ludzkości. Isaac Newton uważał iż to w 2060 roku nastąpi opisywane przeze mnie zdarzenie. W sumie to będę miała wtedy ponad siedemdziesiąt lat i prawdopodobnie będzie mi wszystko jedno. Nie wiem skąd przypuszczenia o tym, że kiedykolwiek może nastąpić Koniec Świata skoro do końca nawet nie wiemy jak on powstał. Filozofowie, naukowcy, duchowni – każdy ma na to własną teorię, Odwiecznym dylematem będącym tajemnicą i zagadką całego globu jest życie po śmierci. Czy naprawdę nasze dusze dokądś zmierzają czy następuje po prostu koniec naszego istnienia. Znikamy, z czasem ludzie zapominają o tym, że kiedykolwiek istnieliśmy, a na świecie pojawiają się kolejni ludzie? Czy może stajemy przed Sądem Bożym i jesteśmy rozliczani za wszystkie nasze czyny? Czy istnieje Niebo, Piekło, a może reinkarnacja? Chyba, każdy z nas znajdzie odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące tej kwestii, dopiero gdy oko w oko stanie w obliczu śmierci. Co jeśli kiedyś pewna przepowiednia się spełni lub chaos zawładnie światem niespodziewanie? Co jeśli opisywana w książce sytuacja zacznie dziać się w rzeczywistości? Wolałbyś zniknąć drogi czytelniku czy pozostać w nielicznej grupie wybrańców? Zachęcam do zastanowienia się nad tym i do lektury.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Vocatio
To dla mojego męża on lubi ten styl...
OdpowiedzUsuńTo fakt, tych końców świata trochę już przeżyliśmy ;-) I ciekawe ile ich jeszcze przed nami ;-)
OdpowiedzUsuń