Tytuł: Mordercze instynkty
Autor: Marcel Moss
Wydawnictwo: Filia
Gatunek: thriller
Liczba stron: 336
Premiera: 12.04.2023 r.
„Mroczne instynkty”, to trzy historie łączące się w jedną całość. Pierwsza jest o Kamili, która nie spodziewała się, co ją czeka, wychodząc za mąż. Zawsze marzyła o rodzinie, domu pełnym dzieci. Niestety jej mąż po ślubie zmienia się nie do poznania i jest pod wpływem zaborczej, wrednej matki, która daje kobiecie popalić. Druga historia opowiada o Jacku, który nie może się pogodzić ze śmiercią swojej żony. Chcąc ukoić swój ból, chwyta się wszystkiego, co może mu pomóc, dlatego decyduje się wziąć udział w nowatorskim projekcie. Malwina, bohaterka trzeciej opowieści, jest bizneswoman, dobrze prosperującą blogerką, która w przeciwieństwie do swojego męża nie myśli o powiększeniu rodziny. Gdy zaś zachodzi w ciążę, nie potrafi odnaleźć się w tej nowej roli i popada w depresję.
Pierwszy raz od dawna dosłownie brakuje mi słów. Nie pamiętam kiedy ostatnio jakaś książka wstrząsnęła mną tak mocno. Mam na myśli negatywny aspekt tego znaczenia. Po thrillery autora sięgam w ciemno, przeczytałam prawie wszystkie. Jestem gotowa na poruszanie trudnych tematów i mocne, dobitne historie. Niektóre jego powieści podobały mi się bardziej, inne mniej, jednak to, co dostałam, tym razem mnie zaszokowało.
Książka w moim odczuciu jest obrzydliwa, wulgarna, nudna, bezsensowna. Podczas lektury czułam się zażenowana i obrzydzona. Z trudem dotarłam do jej końca i przyznam, że gdyby nie to, że zobowiązałam się ją zrecenzować, nie wiem, czy dobiłabym nawet do połowy. Mam wrażenie, że autor ma wypaczony obraz ciąży, związków, macierzyństwa, a nawet seksu. Bohaterowie to zbiór patologicznych osobowości, spośród których nikt nie jest normalny. To alkoholicy, dewianci seksualni, psychicznie chorzy ludzie. Mam nadzieję, że nie zdradzę za dużo, wspominając o mężczyźnie, który decyduje się sprawić sobie lalkę ze sztuczną inteligencją, na podobieństwo swojej zmarłej żony i odbywać z nią stosunki seksualne. To już było dla mnie totalne przegięcie.
Irytuje mnie również temat depresji, nie chodzi o tę chorobę samą w sobie. Miałam okazję poznać ją na własnej skórze i doskonale wiem, jak wygląda zarówno ona, ja i ataki paniki oraz różnego rodzaju myśli, oraz lęki, lecz drażni mnie to, że w każdej książce Marcela Mossa jest wzmianka na jej temat, tak jakby żadna historia nie mogła się bez niej obyć.
Z całej siły próbowałam znaleźć tutaj jakieś pozytywy, lecz nic, prócz ciekawej, przyciągającej wzrok okładki, nie przychodzi mi do głowy. Czuję się bardzo zawiedziona i ciężko mi będzie sięgnąć po kolejne książki autora. Jeśli Wy planujecie dopiero zacząć przygodę z jego twórczością, zacznijcie od czegoś innego, gdyż obawiam się, że moglibyście się do niego zrazić już na początku.
Post powstał przy współpracy z:
Problem depresji widać jest bliski autorowi, to coraz częstszy problem
OdpowiedzUsuńRozumiem, ale czytać w każdej książce o tym samym, też można mieć dosyć. Zawsze musi ktoś dostać ataku paniki. Dla mnie też to jest bliski temat, ale nie mam potrzeby wciąż o nim pisać.
UsuńTo mnie zaskoczyłaś, bo liczyłam na coś naprawdę dobrego.
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej książki Mossa i raczej nie planuję. Szkoda, że okazała się tak wulgarna.
OdpowiedzUsuńO matko, co za straszliwa książka, jestem porażona i przerażona.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nadrobię :)
OdpowiedzUsuńNo cóż... nie znam autora, ale odechciało zapoznać mi się z jakąkolwiek jego książką.
OdpowiedzUsuńCzuję, że to nie będzie dla mnie.
o tak, czytałam dwie książki Mossa i mnie nie przekonał nic a nic :(
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć. Nie moje klimaty. Nie lubię przesadnego grania na emocjach czytelnika w książkach oraz nagromadzenia mocnych i kontrowersyjnych wątków. Co za dużo, to niezdrowo.
OdpowiedzUsuńWidziałam twoją relacje na ig i zdecydowanie sobie ją odpuszczę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za uczciwą recenzję. Zdecydowanie nie jest to książka dla mnie. Życzę żeby kolejna lektura trafiła w Twój gust. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w Twoim odczuciu bezsensowna. To jest najgorsze chyba. Nie czytałam książki ale zaczęłam się zastanawiać nad tym, że książki które aż tak wstrząsają - także w tym negatywnym sensie - to poniekąd chyba też nie całkiem źle - bo wywołały przynajmniej jakieś emocje. Jeszcze gorzej by było gdyby nawet tego wstrząśnięcia nie było a książka okazała się nie do przejścia przez samą swoją nudną jak flaki z olejem nijakość.
OdpowiedzUsuń