Tytuł: Kodeks bracholi dla rodziców. Jak mieć dziecko i nie zwariować
Autor: Barney Stinson, Matt Kuhn
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 176
Rok: 2013
Jeśli Barney nie może być moim mężem, chcę by został chrzestnym mojego dziecka! Szczerze powiedziawszy nie mam dzieci i nie jestem pewna czy w przyszłości chciałabym posłużyć się kodeksem w celu zasięgnięcia rady gdyż nie posiadają one sensu, udokumentowania naukowego i medycznego znaczenia. Chciałabym do niego natomiast zajrzeć w celu poprawy nastroju ;) Już od słów wstępu Stinson twierdzi, że po urodzeniu dziecka życie się kończy. W tym momencie, absolutnie się z nim zgadzam.
Tak samo jak i w pozostałych poradnikach tegoż autora wszystko należy traktować z przymrużeniem oka, w przeciwnym wypadku można by było pomyśleć, że serię książek napisał psychopata. „Podpalanie robali”, ”Zaglądanie pod spódniczki” i „Skuteczne ukrywanie wzwodu” to tylko niektóre czynności, których Barney nauczyłby Waszych synów.
Wykreowany bohater serialu „Jak poznałem Waszą matkę” najzwyczajniej w świecie boi się odrzucenia przez przyjaciół: Lily i Marschalla, w momencie gdy na świat przyszedł ich potomek – Marvin, któremu to Stinson dedykuję książkę
What’s up? Staracie się o dzidziusia? W książce znajduje się mnóstwo quizów, rysunków, zdjęć wykresów, które przekonują do tego, ze jesteście za młodzi i za piękni na to by marnować sobie życie tonąc w pieluchach. Polecam fanom serialu i osobom, które z dystansem podchodzą do życia. Jeśli na serio staracie się o dziecko, zwłaszcza przez długi czas – nie czytajcie. Jeśli nie wiecie jednak jak się zabrać do roboty, wujek Barney Wam wszystko wytłumaczy :)
Szczerze powiedziawszy liczyłam na coś nieco innego. Mimo, iż czasami uśmiechnęłam się to ogólnie książka okazała się monotonna, usypiająca i momentami niesmaczna. „Playbook” zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa SQN
To widać że nie ma po co zawracać sobie nią głowy ;)
OdpowiedzUsuńOj, po tym Twoim opisie na pewno po nią nie sięgnę. Co jak co, ale dzieci naprawdę potrafią być super! :-)
OdpowiedzUsuńEfekty na paznokciach pojawią się gdzieś tam, kiedyś tam - jak tylko uznam, że moje paznokcie są na tyle dobre, by pokazywać je na blogu :)
Tak myślałam :)
OdpowiedzUsuń