Tytuł: Kuchnia miłości
Autor: Fritzi Paul
Wydawnictwo: Prozami
Gatunek: obyczajowa
Liczba stron: 304
Premiera: 21.09.2016
Mia jest kobietą, która po zakończeniu długotrwałego związku postanawia traktować facetów przedmiotowo, jako przygodę na jedną noc. Pewnego dnia budzi się na dachu mieszkania Marka, nie pamiętając szczegółów z poprzedniego wieczoru. Mężczyzna ten porządnie miesza jej w głowie, nie dając o sobie zapomnieć. Na pchlim targu bohaterka otrzymuje od znajomego starą księgę, z ręcznie pisanymi przepisami. Wraz z nią i przyjaciółmi wyrusza w podróż do Włoch.
Lubię zaczytywać się w lekkich, kobiecych powieściach, jednak tym razem zostałam pokonana. Nie mogłam przebrnąć przez ciągnącą się jak flaki z olejem fabułę. Całość składa się z nieskończonych opisów. Wielokrotnie łapałam się na tym, że odbiegam myślami daleko od historii, jednak orientowałam się, że po trzech czy pięciu stronach dalej wiem o co chodzi, mimo, że nie skupiałam się na tym co czytam. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Zakończenie banalne i przewidywalne jak rytm wahała w zegarze.
Wszystko dookoła jest takie cudowne i wspaniałe, a życie toczy się niczym brazylijska telenowela. Nie ma osoby, która by nie lubiła głównej bohaterki, która jest nieporadna i chaotyczna. Do szału doprowadzało mnie zdrabnianie jej imienia z Mia do Miuś, tak jakby kreacja tej postaci była za mało słodka. Do tego romans z przystojnym (a jakże!) chirurgiem, dopełnia poziom słodyczy. Obawiam się tylko, że po przeczytaniu powieści podwyższył mi się poziom glukozy we krwi.
Doszukując się jakichkolwiek plusów przyznam, że jedyne co mi się podobało, to włoskie otoczenie i wątki kulinarne, które uwielbiam w literaturze. Szkoda, że zostały zepsute innymi kwestiami, na przykład dotyczącymi seksu głównych bohaterów. Czytając teksty typu: „Zaczął całować jej nogę, po czym wcisnął się nagi w jej pachwinę”, stwierdzam, że autorka absolutnie nie powinna brać się za erotyki.
Jeśli jesteście wytrwali, lubicie długie opisy, harlequiny pochłaniacie kilogramami, a telenowele oglądacie z zapartym tchem, to z całą pewnością jest to pozycja dla Was, choć ja osobiście poleciłabym ją bardziej mojej babci, aczkolwiek jeszcze bym się zastanowiła.
Lubię zaczytywać się w lekkich, kobiecych powieściach, jednak tym razem zostałam pokonana. Nie mogłam przebrnąć przez ciągnącą się jak flaki z olejem fabułę. Całość składa się z nieskończonych opisów. Wielokrotnie łapałam się na tym, że odbiegam myślami daleko od historii, jednak orientowałam się, że po trzech czy pięciu stronach dalej wiem o co chodzi, mimo, że nie skupiałam się na tym co czytam. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Zakończenie banalne i przewidywalne jak rytm wahała w zegarze.
Wszystko dookoła jest takie cudowne i wspaniałe, a życie toczy się niczym brazylijska telenowela. Nie ma osoby, która by nie lubiła głównej bohaterki, która jest nieporadna i chaotyczna. Do szału doprowadzało mnie zdrabnianie jej imienia z Mia do Miuś, tak jakby kreacja tej postaci była za mało słodka. Do tego romans z przystojnym (a jakże!) chirurgiem, dopełnia poziom słodyczy. Obawiam się tylko, że po przeczytaniu powieści podwyższył mi się poziom glukozy we krwi.
Doszukując się jakichkolwiek plusów przyznam, że jedyne co mi się podobało, to włoskie otoczenie i wątki kulinarne, które uwielbiam w literaturze. Szkoda, że zostały zepsute innymi kwestiami, na przykład dotyczącymi seksu głównych bohaterów. Czytając teksty typu: „Zaczął całować jej nogę, po czym wcisnął się nagi w jej pachwinę”, stwierdzam, że autorka absolutnie nie powinna brać się za erotyki.
Jeśli jesteście wytrwali, lubicie długie opisy, harlequiny pochłaniacie kilogramami, a telenowele oglądacie z zapartym tchem, to z całą pewnością jest to pozycja dla Was, choć ja osobiście poleciłabym ją bardziej mojej babci, aczkolwiek jeszcze bym się zastanowiła.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prozami
MIUŚ. trzy razy nie :D
OdpowiedzUsuńChyba się nie skuszę. Mam wiele różnych książek, które muszę w pierwszej kolejności przeczytać.
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam na nią ochoty.
OdpowiedzUsuńOj, oj, ale ja nie lubię długich opisów :(
OdpowiedzUsuńDługich opisów akurat nie lubię, choć romanse tak :P
OdpowiedzUsuńBrzmi tragicznie xD. Ale pewnie też swoich amatorów znajdzie. Polecam "Miłość w Apulii" na zmianę smaku ;). A z czysto włosko-kulinarnych "Słodki jak miód, kwaśny jak cytryna". Mam też trochę fikcji z takimi wątkami, ale jeszcze nie czytałam, nie są sprawdzone.
OdpowiedzUsuńtakowe opisy mnie by nużyły...
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie :P moze tak za 50lat się skuszę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Długie opisy no i ta pachwina - Bosko :D
OdpowiedzUsuńWnioskując po Twojej recenzji oraz zawartym w niej cytacie nie jest to pozycja dla mnie. Chociaż nie ukrywam, iż po przeczytaniu pierwszego akapitu pozornie zaciekawiła mnie ta historia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie- strefawyobrazni.blogspot.com
Oj, nie ;P
OdpowiedzUsuń