Tytuł: Bóg nas nienawidzi
Autor: Hank Moody
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 210
Rok: 2010
Wyluzowany narrator, który jest zarazem Hank’iem Moody’m przedstawiony zostaje jako dwudziestoletni chłopak, który rzuca szkołę, zostaje dilerem i spotyka się z niewłaściwą dziewczyną nimfomanką usiłującą go pewnego dnia zabić. Bohater nie mogąc sprostać wymaganiom matki wdaje się w świat przepełniony przestępczością. Swoje życie przenosi do hotelu Chelsea, gdzie wraz z innymi nierobami odnajduje swój kąt. Nieszczęścia niestety chodzą parami i od czasu do czasu dopadają każdego.
Seks, narkotyki, alkohol – nie zaskoczyło mnie to. Swego czasu oglądałam Californication. Choć niewiele pamiętam z tego serialu, to na stałe utrwalił mi sie obraz głównego bohatera: mężczyzny w sile wieku, zachowującego się jakby miał co najmniej dwadzieścia lat mniej, sprowadzającego do łóżka wszystko co nie ucieka na drzewo i nie leży dwa metry pod ziemią. Spodziewałam się natomiast ciekawszej fabuły. Zawiodłam się. Książka ma mało stron, zaledwie dziesięć ponad dwieście, gdyby zmniejszono interlinie skróciłaby się do setki. Od zawsze książki reklamowane w serialach, jakoby napisane przez ich bohaterów robią furorę. Dzięki temu, że są już z góry rozreklamowane, zaciekawiają fanów. W końcu o czym mógł napisać Hank Mody, Basia Jasnyk, Barney Stinson czy inna sławna, wyimaginowana postać. Prawda jest jednak taka, że w większości przypadków czeka nas rozczarowanie. To co dzieje się na ekranie telewizorów odbiega, od tego co zostało napisane w książce. Czasami mam wrażenie, że są to wymuszone powieści na potrzebę zwiększenia popularności. Szczerze powiedziawszy nie wydałabym na „Bóg nas nienawidzi” trzydziestu złotych. Żałuję, że Moody nie istnieje naprawdę, gdyby to on napisał książkę, zapewne miała by ona lepszą opinię i ocenę. A teraz plusy, żeby nie było, że wszystko jest kompletnym dnem. Spodobała mi się okładka, o dziwo, w końcu nie ma w niej nic szczególnego. Zwykła czarna szata graficzna z biało-czerwonym napisem. Czasami siła tkwi w prostocie. Wychwyciłam parę fajnych cytatów, które zapisałam w swoim kajecie, co również zaliczam do pozytywów. Od drugiej połowy fabuła staje się nieco ciekawsza, choć godne uwagi są praktycznie wątki z kobietami.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa SQN
Ciekawa, może odpowiednia na urlop :)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, cytaty pewnie są całkiem, całkiem... :D
OdpowiedzUsuńUuuuuuu, zapowiada się bardzo ciekawie. Ja od wczoraj mam urlop i dzisiaj w końcu znalazłam czas, żeby "pociągnąć" powieść "Służące" Scartlett i stwierdzam, że bardzo mi się podoba, chociaż jestem dopiero w połowie.
OdpowiedzUsuńSzkoda. Ale Stena Line kursują również poza sezonem, więc jeśli to jedyna bariera - nic straconego :)
OdpowiedzUsuńZawsze można wybrać się jeszcze samolotem - ale to takie nieatrakcyjne, że jednak polecam prom :)
Pozdrawiam.
moje klimaty! przeczytam
OdpowiedzUsuń